NA ANTENIE: ICON/DAAN
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Tytuł Tygodnia - Hurra Zara!

Publikacja: 02.01.2023 g.10:18  Aktualizacja: 28.03.2024 g.15:26
Jean Raspail, "Hurra Zara!", wydawnictwo Dębogóra, słowo wstępne prof. Jacek Bartyzel, czyta Piotr Maciejewski. Pikkendorffowie tworzą katolicką i mówiącą po francusku diasporę, której członków odnajdujemy we wszystkich krajach Europy, ale i w Meksyku, Patagonii czy Transwalu. Uczestniczyli w prawie wszystkich wojnach, we wszystkich wstrząsach, które ruszały fundamentami świata, do którego są przywiązani tylko dzięki wolnemu wyborowi. Wspólny mianownik tej całej linii postaci to gorąca wiara, odwaga, młodzieńcza brawura, pościg za marzeniami i wyobraźnią. Wszyscy są młodzi wiekiem i (lub) sercem. Mogą oni odnosić zwycięstwa lub nie, ale nigdy nie są pokonani czy zniechęceni. Oddają swoje ciało i duszę obronie wartości, które, przynajmniej w ich oczach, mają większy lub mniejszy związek z sacrum.

Rozsmakowuję się niespiesznie w "Hurra Zara!" Raspaila. Pomysł w zasadzie taki sam, jak Jeana d'Ormessona w "My, z łaski Boga": dzieje wymyślonego (acz u d'Ormessona na kanwie historii własnej rodziny) rodu arystokratycznego pochodzenia gockiego i od świętej Zary, o kosmopolitycznych rozgałęzieniach, głównie jednak podzielonego na linię niemiecką i francuską, czyli von/de Pikkendorffów, rzucone na tło rzeczywistych wydarzeń i z nimi tak finezyjnie powiązane, że członkowie rodu stają się nieomal kluczowymi postaciami tych zdarzeń, albo przynajmniej mogliby nimi być w określonej konfiguracji. Do tego jeszcze masę aluzji literackich i do postaci pisarzy (jak na przykład Ernsta Jüngera, potraktowanego - jako człowiek - surowo, acz w gruncie rzeczy słusznie, bo przecież jest prawdą, że ów koneser francuskiego wina i francuskiej kultury był w Paryżu służącym III Rzeszy okupantem, tym bardziej niebezpiecznym, że miłym i przyjacielskim) oraz wplecenie własnych (Raspaila) przodków, ale z wymyślonymi biografiami, jak ojca, rzekomego kapitana i pracownika wywiadu w czasie I wojny światowej w Szwajcarii, który dowiedziawszy się, że Niemcy powzięli plan przewiezienia Lenina i jego czeredy do Rosji, usiłował zatrzymać zapieczętowany pociąg z Genewy, czym mógłby zmienić bieg historii. W ogóle to kolejna powieść, w której Raspail tka sieć pomiędzy swoimi własnymi powieściami i ich postaciami, z sobą samym także, nie ukrywając, a nawet eksponując to jak bardzo "literacka" jest literatura, którą uprawia. A ja uwielbiam właśnie taką literaturę, ściślej mówiąc: prozę powieściową, od której żądam, aby kreowała świat wyobrażony, taki, jakim mógłby być w określonych konfiguracjach, a nie opisywała istniejący. Bo z kolei od poezji i dramatu oczekuję czego innego: od pierwszej - "wstrząsu metafizycznego", osiągalnego błyskiem intuicji w śmiałej metaforze, pozwalającej doznać korespondencji form bytu w niezwykłych i oksymoronicznych synestezjach; symbolizmu, krótko mówiąc; od dramatu zaś - stworzenia sytuacji, w której mogę poczuć się cząstką zbiorowości, współodczuwać jej - i każdego człowieka z osobna - ból istnienia, ale i w transcendentnej perspektywie egzystencji, a zawężając to do naszego polskiego "teatru monumentalnego" od Mickiewicza po Wyspiańskiego - uczestniczenia w świętych misteriach narodowego kościoła pamiątek", w których gra "wyrzutem będzie i spowiedzią".


prof. Jacek Bartyzel

SERWIS INFORMACYJNY


GODZINY: 11:00 12:00 13:00 14:00 15:00

@TWITTER