Protesty te, podobnie jak poprzednie w marcu br., były skierowane w dużej mierze przeciw prezydentowi Władimirowi Putinowi oraz korupcji na szczytach władz (atakowany jest premier Dymitr Miedwiediew za rzekome przyjęcie wielomilionowych łapówek, o co oskarża go oficjalnie Nawalny).
Opozycji udało się zorganizować wiece w wielu miastach na obszarze całej Rosji. Foreign Policy informuje o protestach w 160 miastach. W Moskwie protestowało wedle oficjalnych doniesień 5000 osób, ponadto w Petersburgu, gdzie aresztowanych było przeszło 300, na ulicę wyszło 3500. W Moskwie aresztowano przeszło 750 osób.
Wśród protestujących było wielu młodych ludzi, studentów oraz nastolatków. Opozycja nie ma jednolitego charakteru, uczestniczą w niej środowiska liberalne, jak też nacjonalistyczne (nawet skrajne). Opozycja w Rosji nie mając dostępu do dużych mediów używa przede wszystkim mediów społecznościach do komunikacji i organizacji.
Protesty rozpoczęły się 11 czerwca podczas obchodów święta narodowego w Rosji, były w świetle rosyjskiego prawa nielegalne. Policja rozpoczęła aresztowania prawie natychmiast.
Były to trzecie duże wystąpienie opozycji w ciągu pół roku – największe zgromadziło ponad 120 tysięcy osób w grudniu 2016. Aleksej Nawalny pozostaje dziś jednym z najbardziej znanych i aktywnych przeciwników Kremla, jest tak również postrzegany przez same władze.
Nawalny był wielokrotnie aresztowany, w 2013 r. skazany na pięć lat więzienia, atakowany fizycznie. Media państwowe szerzą wymierzaną w niego propaganda. Obecnie po wyroku sądu spędzi on 30 dni w areszcie. Kilka miesięcy temu ogłosił on gotowość do startu w najbliższych wyborach prezydenckich w 2018 r.
Działania władz rosyjskich zostały określone jako naruszanie praw człowieka przez Waszyngton. W środę senat USA będzie głosował w sprawie rosyjskich sankcji. Wedle doniesień senat chce umożliwić prezydentowi Trumpowi nałożenie nowych sankcji.
Łazarz Grajczyński
na podstawie Waszington Times, The Telegraph, Foreign Policy