Krajom Unii Europejskiej "pierwszej prędkości" nie podoba się powrót do Europy Środkowej Amerykanów. Na tym świecie jak wiadomo wszystko względne, to znaczy, że to co jest „pierwszą prędkością” dzisiaj, jutro może być tylko wystarczające do tego, aby nie wypaść z peletonu. Wizyta Trumpa to wyraźny znak, że Polska staje się aktywnym graczem w Europie. Pracuje nad zbudowaniem Trójmorza, czyli zbliżeniem państw unijnych Europy Środkowej i Wschodniej. To nie jest jasno wyrażone, ale jest postrzegana jako lider idei zjednoczenia regionu, aby stworzyć przeciwwagę dla siły niemiecko-francuskiej-rosyjskiej.
Polityka poprzedniej ekipy albo może jej brak (implozję państwa pokazują komisje od afer) powodował, że wracały czasy saskie w nowej szacie. W tych czasach, dzięki anarchii i bezprawiu, mogła Polską rządzić oligarchia magnacka, mająca umocowanie na dworach w Petersburgu i Berlinie. Oligarchizacja polityki czyli wykluczenie obywateli z życia politycznego była faktem za rządów PO i PSL. Rządy oligarchii postkomunistycznej i różnego rodzaju lobby, czyniły z Polski neokolonię. Towarzyszył temu dyktat „politycznej poprawności”, jaką narzucały Polakom media, często z niemieckim kapitałem. To była (jest cały czas) ekspansja kosmopolitycznej ideologii, której celem było pozbawienie Polaków instynktu państwowego. Przez wiele lat powtarzano jak mantra, że po co narody, skoro jest zjednoczona Europa? Ta propaganda wychodziła z Niemiec. Ale co ciekawe, klasa urzędnicza tego państwa ma bardzo silny instynkt państwowy.
Jak zauważyłem, ten model saskiego bezrządu po komunizmie w Polsce się reprodukował znowu, z wiadomymi konsekwencjami czyli ograniczeniem suwerenności na korzyść Niemiec. To była jedyna szansa: przyczepić się do gigantycznych Niemiec ,aby przetrwać neoimperialną politykę Rosji - mówili politycy PO. Historia pokazuje, że wektory pewnych sił państwowo-narodowych są stałe. Naturalnym dążeniem Niemiec, gdy są zjednoczone, jest ekspansja na Wschód, ponieważ Niemcy to kraj za duży jak na Europę. Wektory polityki rosyjskiej są stałe, jeśli chodzi o Europę środkową w myśl powiedzenia: „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”. Geopolityki nie oszukasz.
Z punktu widzenia Berlina czy Moskwy, Warszawa to miasto leżące na obrzeżach obu imperiów - stacja, zaledwie przystanek w podróży. A tu nagle zza oceanu przybywa prezydent Donald Trump, zachęcony możliwością zrobienia dobrego biznesu, który jest tożsamy z amerykańskim interesem strategicznym - aby nie dopuścić do sojuszu niemieckiego-rosyjskiego. Bo potencjał tych dwóch państw w globalnych rozgrywkach jest dla USA zagrożeniem. Wmawia się ludziom, że historia się niby skończyła, a tu proszę: napięcie rośnie. Amerykański biznes jest gazowy, zatem odpowiedź Rosji i Niemiec na pewno będzie miała miejsce. Lobby niemiecko-rosyjskie pracuje. Ponadto kraje pierwszej prędkości Unii Europejskiej są zaniepokojone, że prezydenci Polski i USA będą rozmawiali między innymi na temat dostaw amerykańskiego gazu do Polski, ale także o rozbudowie infrastruktury drogowej, kolejowej i energetycznej państw należących do inicjatywy Trójmorza. Innymi słowy powrót zasad rynkowych budzi u „liberałów” ze starej Unii Europejskiej zaniepokojenie.
Polska jest dziś krajem suwerennym, jednak gdy zaczynam myśleć o kategoriach historycznych, to trudno nie ulec radosnemu olśnieniu z powodu przychylnej Polsce koniunktury. Trump przyjeżdża do Polski w roku 2017. W 1717 odbył się w Warszawie Sejm Niemy, który uchodzi za moment utraty suwerenności przez I Rzeczypospolitą. A potem trzysta lat braku suwerenności i niewoli wyjąwszy króciutkie Dwudziestolecie Międzywojenne. W historii, mimo ograniczeń wynikających z geopolityki, nic nie jest na szczęście z góry przesądzone.
Autor: Maciej Mazurek