Od ponad miesiąca bawię w Charleston i do tej pory cieszyłam się słońcem i cieplejszą niż w Polsce pogodą. Nie ma w tym nic dziwnego, wystarczy spojrzeć na mapę. Południowa Karolina leży 20 stopni szerokości geograficznej niżej (na południe) od Poznania. W Europie można porównać to z położeniem Sycylii. W Charleston i okolicy śniegu nie widziano od trzech lat, więc opady były zaskoczeniem. Mimo licznych ogłoszeń w prasie i telewizji o zbliżającym się ochłodzeniu, nikt tak naprawdę w nie nie wierzył i tylko nieliczni postanowili zostać w domu.
Gwałtowne ochłodzenie przyszło we wtorek, około 9:00 rano. O godzinie 10:00 mała mżawka zamieniła wszystkie drogi w lodowiska, a około południa zima na dobre przyszła do miasta i jego obrzeży, do zupełnie na to nie przygotowanych ludzi. Już w ciągu pierwszej godziny w Charleston, North Charleston i Summerville zanotowano ponad 70 stłuczek. Ruch zamarł. Główne autostrady i dojazdy pozamykano a ci, którzy nadal byłi w drodze do domów, większość dnia spędzili w korkach, czekając na oczyszczenie dróg.
"Zima totalnie zaskoczyła drogowców!" - to oczywiście mógłby być cytat rodem z naszego podwórka, ale tutaj to ma zupełnie inny wymiar. W takiej ilości śnieg spadł w Charleston ostatnio w 1989 roku, a odśnieżarek jest zdecydowanie mniej niż w Poznaniu.
Życie stanęło. Zakłady nie pracują, do sklepu trudno dotrzeć a ci, którym się to uda, patrzą na puste półki. W świetnie zazwyczaj zaopatrzonych sklepach zabrakło mleka, jaj i wody.
W samym centrum Charleston, które jest jednym z najstarszych miast Stanów Zjednoczonych i które zbliżone jest zabudową do miast europejskich, nieoczekiwana zima nie jest tak wielkim problemem. Tam można wyjść z domu i dotrzeć pieszo do jakiegoś sklepiku. Reszta mieszkańców, związanych z liczacą ponad 650 tysiecy aglomeracją Charleston (gdzie mieszka też mój syn z rodziną) ma trudniejszą sytuację. Tu wszyscy poruszają się przy pomocy samochodów. Ludzie żyją na osiedlach, w jednorodzinnych domach, ładnie położonych wśród drzew, ale bez zaplecza handlowego i w pewnej odległości od głównej drogi.
Kiedy trasy są przejezdne nie stanowi to problemu, gdyż dookoła w odległości kilku kilometrów są dziesiątki wielkopowierzchniowych sklepów. Kiedy pogoda płata takiego figla jak teraz, mieszkańcy przede wszystkim sięgają do zapasów z zamrażarki. Tutaj "kultura" zakupów w wielkich ilościach przynosi rezultaty.
Dzisiaj pojawiło się słońce. Można więc liczyć na to, że owe problemy stopnieją tak jak śnieg. Znowu będzie można w pełni cieszyć się życiem i tutejszą przyrodą. Duża przestrzeń i bujna roślinność sprawiają, że człowiek ma wrażenie, że żyje w parku. Za oknem mieliśmy cały czas towarzystwo dzikich gęsi, które wraz z pojawieniem się śniegu zniknęły ale one też pewnie powrócą.
Dzięki mediom cały czas śledzimy to co się dzieje w Polsce. Chociaż o naszym kraju niewiele się wspomina, w telewizji PBS (Public Broadcasting Service) i w FOX-ie słuchaliśmy wywiadów z premierem Mateuszem Morawieckim. Wywiad w PBS był retransmisją z DW (Deutsche Welle) i był zdecydowanie subiektywny. Na otrzymaniu informacji dziennikarzowi nie zależało. Nie dopuszczał premiera do słowa i zadawał kolejne pytania przerywając w połowie odpowiedzi.
Inaczej przebiegała rozmowa w FOX News (był to powtórzony wywiad z września ubiegłego roku). Tutaj znacznie bardziej wyważona dziennikarka wysłuchała wszystkich odpowiedzi ówczesnego wicepremiera, pozwalając przedstawić mu bardziej rzeczywisty obraz Polski i polskiego rządu. Mateusz Morawiecki z klasą zakończył wywiad składając wyrazy solidarności z ofiarami ostatnich huraganów, które targały wschodnim wybrzeżem USA. Gest ten wzbudził sympatię naszych amerykańskich znajomych.
Ogólnie jednak wiadomości o Polsce jest w Południowej Karolinie bardzo mało. Warto byłoby to zmienić. Mam wrażenie, że moje klasyczne potrawy wigilijne (barszcz, pierogi i gołąbki) zrobiły nam dobrą prasę, ale zasięg takiej działalności jest ograniczony.
Serdecznie pozdrawiam z zimowego Charleston!
Barbara Miczko-Malcher