NA ANTENIE: ZIEMNIACZKI (2021)/ROCK AND FIRE
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Na czym polega przyjaźń Sułtana z Carem?

Publikacja: 30.09.2017 g.23:56  Aktualizacja: 01.10.2017 g.21:41
Poznań
Niedawna wizyta Władimira Putina w Turcji daje okazję do przyjrzenia się stanowi relacji turecko-rosyjskich. Jak przypominają analitycy jeszcze w 2015 r. oba kraje były na granicy wojny, dziś często wręcz sugeruje się sojusz między nimi.
erdogan putin - The Guardian
/ Fot. (The Guardian)

Na zmianę relacji między oboma państwami (i przywódcami) zaważyły dwa fakty: znaczne wewnętrzne osłabienie Turcji oraz na arenie międzynarodowej (szczególnie po nieudanym puczu z 2016 r.) oraz rozwój sytuacji w Syrii – gdzie wojna ewoluowała z konfliktu między siłami rządowymi a Wolną Armią Syryjską w konflikt sił syryjsko-kurdyjskich z terrorystycznym Państwem Islamskim. 

Putin oraz Erdogan poruszali podczas spotkania dwa tematy: jeden dotyczył turecko-rosyjskich relacji gospodarczych, w tym zakupu przez Ankarę rosyjskiego systemu przeciwrakietowego (S-400, wart 2 mld). Drugi dotyczył porozumienia w sprawie zakupu przez Turcję rosyjskiego gazu i eksportowania go przez Anatolię do Europy (przez port w Mersin). Zakup rosyjskiego uzbrojenia przez kraj członkowski NATO spotkał się z krytyką za Zachodzie. 

Poza interesami gospodarczymi obecnie oba kraje łączy i dzieli jednocześnie sprawa Syrii. Losy wojny domowej w tym kraju zadecydowały, że Turcja może się dziś postrzegać jedynie jako strona pokonana: słabe i rozbite jednostki opozycyjne nie odgrywają już znaczącej roli w konflikcie. Trudno więc opisywać relacje obu prezydentów jako relacje przyjaźni, jak często się robi. Turcja, jak i Rosja korzystają z faktu, że formalnie nie są stroną konfliktu, więc mogą wspólnie przystąpić do rozmów, przyjmując postawę zatroskanych efektami wojny. Obu stronom zależy dziś na, jak to ujmuje Putin, tworzeniu sfer deeskalacyjnych, czyli powolnego wygaszania wojny, niejako punkt po punkcie. 

Zasadnicze pytanie jest jednak takie: skoro w przypadku Iranu, Kurdów, jak i przyszłego porządku politycznego w Syrii, Rosja jest we wszystkich tych przypadkach, jeśli nie przyczyną, to poważnym czynnikiem działającym na niekorzyść tureckich interesów narodowych, to dlaczego Ankara właśnie z Moskwą poszukuje dziś porozumienia w tych sprawach?

Turcja nie mając widoków na zwycięstwo, przyjęła scenariusz Rosji. Według doniesień sprzed spotkania Putin-Ergdogan jednym z tematów mogła być sprawa ewentualnego wkroczenia wojsk tureckich do syryjskiej prowincji Idlib – kontrolowanej przez różne ugrupowania opozycyjne, w tym nieoficjalnie powiązane z Al-Kaidą. Ankara musi „prosić” Rosję o pozwolenie na wkroczenie na ten teren, gdyż w innym przypadku taki krok byłby postrzegany jako agresja. 

Oczywiście ustępstwa Kremla w tej sprawie nie są darmowe, stąd też zakup rosyjskiego uzbrojenia należy rozumieć jako formę wymiany „uprzejmości” między stronami. Spotkanie z 28 września można także rozumieć w kontekście porozumień wzajemnych Iranu, Rosji i Turcji; w przyszłym tygodniu prezydent Erdogan składa oficjalną wizytę w Teheranie (w połowie 2016 prezydent Rouhani wizytował Ankarę). Jednak zbliżenie na linii tych trzech państw ma swoje, dość oczywiste granice. Mówienie więc o sojuszu jest praktycznie poza możliwym horyzontem. 

Iran i Turcja są naturalnymi rywalami. Teoretycznie wojna w Syrii służyła wzrostowi pozycji Teheranu, lecz ostatecznie nie jest to tak oczywiste. Jeśli mierzyć to ewentualnym wzrostem wpływów Iranu, budowaniem sojuszy czy wzrostem bezpieczeństwa, to należy uznać ostatnie lata dla Teheranu za stracone. Jednostki irańskie (głównie elitarna Gwardia Rewolucji) uczestniczyły bezpośrednio w walkach w Syrii i częściowo w Libanie, lecz nawet pod względem czysto militarnym trudno mówić o jakimś znacznym postępie czy nawet umocnieniu ogólnej, stałej wojskowej obecności Iranu poza jego granicami. Dało też o sobie znać znaczne zapóźnienie technologiczne tego kraju, mimo że od kilku lat Iran nadgania zaległości w tej sprawie. 

Teheran jednak dla podtrzymania swojej pozycji potrzebuje sojuszu z Rosją, co znacznie różni jego pozycję od pozycji Ankary. Nawet w temacie który wydaje się najbardziej wspólny dla trzech państw – Kurdów w Syrii i w Iraku, pozory mogą mylić. Nim Masud Barzani, szef Irackiego Kurdystanu, postawił na niepodległość i tym samym rozpalił potencjalne nowe ognisko konfliktu, można było mówić o turecko-kurdyjskim sojuszu: nie tylko wojskowym, politycznym, lecz i gospodarczym.
Cztery dni temu Turcja rozpoczęła ćwiczenia wojskowe przy granicy z Kurdystanem, co ma być formą nacisku na władze regionu. Zresztą w północnym Iraku przebywają już od lat wojska tureckie, które wraz z Peszmergami brały m.in. udział w odbiciu Mosulu. Peszmergowie byli również przez lata szkoleni przez turecką armię, która zaprzestała tego dopiero przed referendum w sprawie niepodległości Kurdystanu. 

Notabene tureckie siły, mimo że w Iraku przebywały głównie w celu zwalczania Państwa Islamskiego, były przedmiotem ataków ze strony Partii Pracujących Kurdystanu. PPK traktowało również siły Irackiego Kurdystanu jako wrogie. W ostatnich dniach pozycje tej organizacji były ostrzeliwane przez siły powietrzne Turcji. Ankara ma świadomość, że żyjący na południe od jej granic Kurdowie nie znikną, chce więc mieć wpływ na to, co tam się dzieje, mieć możliwość oddziaływania na tamtejszą politykę. Dla Turcji wskazane jest, aby oba Kurdystany (syryjski i iracki) pozostały w ramach Syrii i Iraku. 

Dla Rosji i Iranu z kolei sprawa Kurdów to w pierwszym rzędzie wypadkowa ich sojuszu z rządem w Damaszku. Zresztą sygnały płynące z Moskwy pokazują, że Rosja może jeszcze zagrać kurdyjską kartą w odmienny sposób; jak zapewniają władzę na Kremlu będą oni traktować dążenie do samodzielności Kurdów z respektem. Nie można też zapominać o dekadach wzajemnych stosunków kurdyjsko-rosyjskich, gdzie Moskwa była zwyczajnie sponsorem lewicujących organizacji kurdyjskich. Za rządów Putina związki te zostały częściowo reaktywowane. 

Dziś Putinowi, Erdoganowi i Rouhaniemu zależy na jak najszybszej stabilizacji sytuacji w Syrii i Iraku oraz zagwarantowaniu jak najmniejszych zmian granicznych w postwojennym Bliskim Wschodzie. 

Łazarz Grajczyński

http://radiopoznan.fm/n/QIxkoR
KOMENTARZE 0