NA ANTENIE: Serwis informacyjny
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Ostatnie dni tureckiej demokracji

Publikacja: 28.03.2017 g.10:32  Aktualizacja: 28.03.2017 g.13:57
Wielkopolska
Relacje Europy i Turcji to kwestia złożona, na którą składają się najpoważniejsze sprzeczności ideologiczne, jak też ambicje polityków.
erdogan - Recep Erdoğan‏/Twitter.com
/ Fot. Recep Erdoğan‏/Twitter.com

W mediach najgłośniej dało się słyszeć o używanych przez obie strony epitetach. W Turcji popularne jest mówienie o krajach zachodnich, jako o faszystowskich. Jak dość szczerze wyraził to sam prezydent Erdoğana, w wywiadzie udzielonym w ostatnią niedzielę, będzie on nazywał polityków w Europie nazistami, póki oni mówią o nim, że jest dyktatorem. Trudno w pewnym stopniu nie przyznać przywódcy Turcji racji. Pogorszenie wzajemnych stosunków to również przestrzeń języka i retoryki. Za którą czasami idą realne skutki.

Szukając przyczyn, jak zawsze w polityce, należy zastanowić się nad sytuacją w samym państwie tureckim. Zewnętrze działania to tylko odgłosy sporów wewnętrznych. 16 kwietnia w Turcji odbędzie się referendum mające zasadniczo przekształcić porządek ustrojowy i politycznych tam obowiązujący. Polityczny pewnie w mniejszym stopniu, gdyż przewaga Erdoğana na obecnej, tureckiej scenie politycznej, jest faktem oczywistym, choć jeszcze niejako niegwarantowanym. Dla przeciwników zmian, z kręgów tureckiej lewicy, tej umiarkowanej i tej radykalnej, oraz części nacjonalistów, jest to zasadniczy i praktycznie jedyny cel referendum. Referendum, które budzi emocje tak z uwagi na swoją stronę merytoryczną, jak też atmosferę polityczną.

Erdoğan nie raz udowodnił, iż w podgrzewaniu atmosfery, rozpalaniu emocji i radykalizacji nastrojów jest prawdziwym mistrzem. Tak też należy odczytywać zapowiedź z 25 marca o nowym referendum, w sprawie akcesji unijnej, które ma odbyć się po tym kwietniowym. Turecka wersja Brexitu? Dwa dni wcześniej, w wystąpieniu telewizyjnym, Erdoğan zadeklarował, że widzi konieczność renegocjowania porozumienia w sprawie uchodźców, Turcja może przecież ignorować fakt, że przez jej teren płynie rzeka ludzi, starająca się wedrzeć do Europy. Trudno o dobór tematów wzbudzających większy niepokój w Brukseli czy innych unijnych stolicach.

Sprawy bardziej konkretne też nie ułatwiają dialogu. Nowa konstytucja ma uczynić prezydenta niezależnym od parlamentu, szefem rządu i państwa. Parlament w oczach wielu komentatorów straci wiele ze swoich uprawnień, w tym przede wszystkim możliwość bieżącego kontrolowania prac rządu. Dla rządu i jego rozbudowanej, jak ujęła to znana turecka publicystka, Barçın Yinanç, machiny propagandowej, zmieniona konstytucja będzie narzędziem stabilizacji. I demokratyzacji, jak ostatnio przekonuje sam prezydent, nieco zmieniając retorykę. Ewidentnie dostosowuje ją do stawianych mu zarzutów.

Ocena wewnętrzna następstw zmian jest skrajnie różna. Dla tureckiej opozycji to wprowadzenie dyktatury, dla strony prorządowej uczynienie państwa sprawniejszym, gdzie obywatele będą mieli więcej do powiedzenia. Otwarcie trzeba przyznać, że rząd posiada wiele narzędzi przekazywania swoich racji, a możliwości opozycji, w tym mediów, są politycznie i prawnie ograniczone.

Cała sytuacja to dla opozycji, szczególnie tej spod znaku Partii Republikańsko-Ludowej (CHP), prawnuczki kemalistów, okazja do odmiany trendów, które przez ostatnie 15 lat dawały erdoğanowskiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) dominację w tureckiej polityce. Stąd dyskusja przed referendum łatwo przekształciła się w starcie liderów wrogich sobie obozów. Język opozycji jest także językiem radykalnych oskarżeń. Z perspektywy rządu i wspierających go mediów oskarżenia opozycji i te płynące z Zachodu pozostają zbieżne. Zachód oskarżany jest o wspieranie wyłącznie strony „nie”.

Dla Erdoğana jest to jednak wygodne, bo pozwala mu atakować CHP i jej sojuszników, zarzucając im, że ci nie mówią swoim głosem, że są ulegli. A Turcy na pewno ulegli być nie chcą. To też jego zasługa: wzbudzanie w Turkach poczucia siły, nawet jeśli często na wyrost. Zachód w oczach propagandy Ankary to miejsce mało przyjazne, na pewno dla muzułmanów. Jako straszak wykorzystywana jest europejska radykalna, populistyczna prawica, która w oczach rządu tureckiego szerzy islamofobię.

Rządowy przekaz odwraca zarzuty stawiane Turcji – z perspektywy anatolijskiej republiki to Zachód ma raczej problem z demokracją i przestrzeganiem podstawowych praw obywatelskich. W ostatnich tygodniach wykorzystywane w tej narracji były ograniczenia nakładane na mniejszości tureckich w sprawie spotkań z tureckimi oficjelami (najsłynniejszy przypadek w Holandii). Niedawno doszła do tego Bułgaria, gdzie jak zawsze podczas wyborów bułgarscy nacjonaliści atakują liczną tam mniejszość turecką.

Na to nakładają się jeszcze wcześniejsze, nierozwiązane problemy, jak rozprawa państwa tureckiego z puczystami z lipca 2016 r. Grecja udzieliła azylu kilkudziesięciu byłym tureckim wojskowym. Ostatnio uczyniła tak Norwegia, przyznając go czterem obywatelom tureckim, w tym byłemu attaché wojskowemu. Ankara ocenia te kroki jednoznacznie, jednoznacznie je potępiając.

Od 27 marca do 9 kwietnia w sześciu krajach europejskich (w tym w Niemczech, Holandii, Danii) 3 mln Turków mogą już głosować w referendum konstytucyjnym. Będą to dla rządu przedbiegi. Trudno stwierdzić jaki wynik referendum dla wzajemnych, europejsko-tureckich stosunków, byłby dobry.

Zwycięstwo Erdoğana da mu władzę, której pożąda, pozwoli mu samodzielnie kierować krajem. Europa jednak, jeśli chce być konsekwentna, powinna traktować go po tych zwycięstwie jak autokratę. Co, jak można wnioskować na podstawie słów prezydenta, może prowadzić tylko do zaostrzenia stosunków.

Premier rządu w Ankarze zapowiedział, że przegrana w AKP w referendum zakończy się przyspieszonymi wyborami. Ale jeśli AKP przegra referendum czy będzie w stanie wygrać wybory? W tych okolicznościach możemy mieć tylko gwarancję zaostrzenia sporów wewnętrznych, a te będą odbijać się echem po całej Europie.

Przemysław Łazarz Grajczyński

http://radiopoznan.fm/n/rKmpPH
KOMENTARZE 1
Wielpol LI 31.03.2017 godz. 21:03
Wspólnota Europejska powinna przywrócić kontrolę granic wewnętrznych, a wtedy Erdogan nie będzie miał wiele do powiedzenia. Niesłychane zagrywki przywódcy tureckiego zdają się przygotowywać grunt pod twór, który z włoska można nazwać „unione europea alla turca”.