NA ANTENIE: Serwis informacyjny
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Polityka zagraniczna USA w krainie ślimaków

Publikacja: 13.04.2017 g.09:59  Aktualizacja: 13.04.2017 g.14:21
Poznań
Rex Tillerson, amerykański sekretarz stanu, podczas wtorkowego spotkania z szefami dyplomacji państwo G7 wyraził twarde stanowisko w sprawie wsparcia jakie Rosja udziela Asadowi.
tillerson ławrow - U.S. Department of State
/ Fot. U.S. Department of State

Określając rządy tego ostatniego jako „mające się ku końcowi”. Przez 6 kwietnia administracja Trumpa była gotowa, w jakimś stopniu, obecność Asada akceptować i przyjmowała do wiadomości wsparcie jakie udzielały mu Rosja i Iran. Dziś już tak nie jest.
Wypowiedź sekretarza stanu, podobnie jak ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, Borisa Johnsona, ma charakter nacisku, aby Kreml i Teheran wycofały się ze wspierania obecnego reżimu w Syrii. Wypowiedź Johnsona odbiła się szerokim echem, lecz separowana w Unii Wielka Brytania nie jest w stanie przekonać reszty Europy do konkretnych posunięć wymierzonych w Rosję. Włosi już ogłosili, że szczyt G7 zakończył się bez konsensu.

Tillerson w Moskwie

Tego samego dnia Tillerson pojechał do Moskwy, gdzie miał, jak początkowo głosiły komunikaty, spotkać się z prezydentem Rosji, lecz jak wiadomo już z doniesień medialnych do spotkania, formalnego, nie dojdzie. Polityka zagraniczna nie zna czegoś takiego jak obrażanie się i chociaż działania Putina mogą wydawać się mało rozsądne, a upokorzenia amerykańskiego sekretarza stanu tym bardziej, to rosyjskie działania i wypowiedzi są częścią strategii Kremla. Strategii, która ma sugerować światu brak legitymizacji dla działań jakie obecnie podejmują Stany Zjednoczone. Stąd negowanie w przekazie rosyjskim tego, że atak chemiczny w Syrii w ogóle miał miejsce, lub sugestia, że to nie Asad za nimi stoi i że sprawę muszą zbadać międzynarodowe instytucje.

To też określanie działania Stanów Zjednoczonych jako formy agresji. Oczywiście podobne zarzuty można postawić Moskwie, odnośnie choćby Ukrainy, lecz nie chodzi tutaj o zgodność tego typu zarzutów z faktami, lecz o przekonanie opinii publicznej. Zresztą zaloty z zeszłego tygodnia mają także przede wszystkim przekonać, że Stany Zjednoczone są nieustannie gotowe podejmować akcję w celu obrony tego, co Waszyngton interpretuje jako ład międzynarodowy. Podróż Tillersona do Moskwy nie będzie na pewno owocna, gdy chodzi o główne założenia amerykańskiej polityki zagranicznej na teraz.

Kto prowadzi amerykańską politykę zagraniczną?

Na marginesie trzeba wspomnieć o obecnej polityce zagranicznej Waszyngtonu, której nie tylko daleko od klarowności, ale i od wyraźnej, personalnej odpowiedzialności. Trudno do końca stwierdzić, komu w ostatecznym rozrachunku trzeba przypisać prowadzenie tej polityki. A konkurencja jest tutaj duża – pomijając oczywiście samego prezydenta, jest sekretarz obrony James Mattis, sekretarz stanu i Nikki Haley ambasador USA przy ONZ. Nie wspominając o innych, jak doradca Trumpa, Jared Kuschner.
Tillerson, niemający dotychczas doświadczenie w sprawach państwowych, może i nie jest jak sugeruje Foreign Policy najgorszym sekretarzem stanu w historii, to dość ewidentnie niespokojne wody dyplomacji stanowią dla niego pewną zagadkę.

Państwa to nie korporacje, z jakimi dotychczas miał on do czynienia. Stąd trudno określić co jest jego błędem a co świadomą polityką USA. W której to polityce dokonuje się obecnie mały przewrót. Czyli przechodzenia do konfrontacji z Rosją (która oczywiście nigdy, nawet przez samego Trumpa, nie była postrzegana jako sojusznik jako taki) oraz szukania porozumienia z Chinami. 

Komentatorzy zwracają choćby uwagę na zmianę języka w komunikacji na linii Waszyngton-Pekin. Widocznej np. podczas wizyty Tillersona w marcu br. w Chinach. Podczas konferencji Tillerson, mówiąc o relacjach obu państw, używał dość charakterystycznej narracji, dobrze zadomowionej w chińskiej propagandzie pełnej zapewnień w niekonfrontacyjnym kursie, kooperacji, strategii „win-win”. Czy przejęcie tej retoryki przez sekretarza stanu ma być tylko jego błędem, jak część komentatorów sugerowało, przejęciem języka „wroga” czy jednak może to komunikat wysłany do Pekinu, że Amerykanie są gotowi na przejście na inny poziom relacji, bardziej partnerski? Tę drugą optykę zdaje się potwierdzać przyjazna w atmosferze wizyta przewodniczącego Xi Jinpinga w Palm Beach.

Rosja w perspektywie Waszyngtonu

Amerykanie nie są w stanie wymusić na Rosji zaprzestania wspierania syryjskiego rządu. I nawet gdyby chcieli, zaproponować jej coś w zamian za wycofanie się z Syrii. Jedyne co Waszyngton może spowodować to to, że wsparcie dla Asada stanie się dla Moskwy zbyt kosztowne – militarnie, ekonomicznie i politycznie. Waszyngton podjął ostatnio dość liczne zabiegi dyplomatyczne w tym celu, w które wpisuje się niedawna aktywność Jamesa Mattisa, na Dalekim Wschodzie, wspomniana wizyta przewodniczącego Xi Jinpinga i wczorajszy, nadzwyczajny szczyt G7. Odrzucenie jednak przez Europę nowych sankcji wskazuje na ograniczenia tej dyplomacji.

W maju br. odbędzie się planowy szczyt G7 i do tego czasu Amerykanie muszą przekonać członków tego gremium, szczególnie z Europy, o tym, że wiedzą co i jak robić. Dziś Europa może tłumaczyć swój dystans do większego zaangażowania też tym, że sygnały z Waszyngtonu są sprzeczne. Nie wydaje się, aby póki co Waszyngtonowi udało się zbudować silny front przeciw polityce rosyjskiej w Syrii. Nawet zdystansowanie się od niej Pekinu niewiele Amerykanom daje, gdyż wsparcie ze strony Chin dla Moskwy nie jest dla tej ostatniej tak ważne.

Chiny i Rosja

Dzielenie Chin i Rosji, próba rozbicia ich współpracy, jest częściej wyważaniem otwartych drzwi niż mogącą przynieść jakieś dalekosiężne rezultaty taktyką. Kreml wie również, że Waszyngton musiałby drogo opłacić się Pekinowi za jego, potępiające Rosję, deklarację i ewentualnie działania wspierające takie stanowisko. W chwili obecnej Amerykanie powrócili do kwestii Korei Północnej. Pomoc udzielona Chinom w tej sprawie, trochę na zasadzie gry w złego i dobrego policjanta, mająca wymusić na Pyongyangu powrót do stołu rokowań, jest i tak dla Amerykanów konieczna. Czego Pekin jest świadomy. Amerykanie nie mogą nie starać się zmniejszyć napięcia na półwyspie – oczekują tego Japonia i Korea Południowa.

Jednak też zbyt daleko posunięta fraternizacja z Pekinem może źle odbić się na wizerunku USA na całym Dalekim Wschodzi, wśród państw, które oczekują od Stanów wsparcia w zakończeniu kryzysu na całym Morzu Południowochińskim.

Słabość Ameryki, Europy i Rosji

I tak wracamy do Syrii. Amerykanie nie są w stanie zaszachować dziś Rosji, gdyż ta poza Iranem nie posiada trwałych sojuszy, nie ma więc paradoksalnie wiele do stracenia. Blokada gospodarcza nie będzie nigdy na tyle szczelna, aby trwale zaszkodzić rosyjskiej gospodarce. Nie pomaga również słabość poszczególnych krajów Unii, osłabionych ogólnym kryzysem politycznym, jak i postawą własnych społeczeństw. To wszystko sprzyja przyjęciu przez kraje unijne "strategii ślimaka", czyli generalnego niewychylania się, o ile nie jest to absolutnie konieczne.

Nawet ostatnie zamachy w Europie nie budzą tam refleksji, a na pewno chęci działania, że obecną sytuację da się rozwiązać wyłącznie docierając do samego „jądra ciemności”. Istotną trudnością dla Trumpa i jego ekipy jest też świadomość Rosji, że w ostatecznym rozrachunku jest ona Amerykanom potrzebna.

I również ostatnie kroki Tillersona są raczej nakierowane na zmianę rosyjskiego nastawienia – używającą różnych narzędzi od oskarżeń po groźby. Przełomem byłoby dopiero, gdyby Waszyngton otwarcie dążył do usunięcia Rosji z Syrii. Póki to nie nastąpi, wszystkie działania Amerykanów będą rozbijać się o taktykę Kremla – podkopywanie poszczególnych zabiegów USA, o co o tyle łatwiej, że ich przywództwo jest dziś tak łatwo kwestionować. A Trump i Tillerson nie są dla wielu stolic zbyt godni zaufania.
Kryzys syryjski odsłania więc brak instrumentów w rękach Waszyngtonu oraz alienację Rosji. Paradoksalnie jednak tej ostatniej pozwala to stać na swoim stanowisku, nie zmieniać pozycji i wyczekiwać.

Łazarz Grajczyński

http://radiopoznan.fm/n/1KQBms
KOMENTARZE 1
Mariusz tęca ytbe 13.04.2017 godz. 18:02
ukraina pod pantoflem rosi*