NA ANTENIE: Pół na pół
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Prowincja Felix czyli prowincja szczęśliwa

Publikacja: 27.09.2017 g.16:59  Aktualizacja: 27.09.2017 g.18:11
Poznań
Rozmowa Macieja Mazurka z Witoldem Banachem - historykiem i pisarzem, autorem "Kronik Literackich Prowincji".
witold banach - K. Rudzki
/ Fot. K. Rudzki

Maciej Mazurek: "Kroniki Literackie Prowincji" to książka zaskakująca. Mówi o Ostrowie Wielkopolskim, ale wydaje mi się, że to pozór, paradokumentalna powieść o doświadczeniu historii z Ostrowem jako ważnym tłem...

Witold Banach: To prawda, słowo prowincja zawarte w tytule jest trochę prowokacją, trochę zaproszeniem do dyskusji i trochę próbą redefiniowania tego pojęcia. Podoba mi się Pańskie określenie "Kronik", jako powieści o doświadczaniu historii z moim miastem w tle. Jest pan kolejną osobą, która nazwała moja książkę powieścią. Ja dotychczas nie miałem odwagi tak jej nazwać. 

"Piszą ją moi bohaterowie" - często dosłownie, bo szczodrze ich cytuję w książce. Prawie dla każdego z nich perspektywa prowincjonalnego miasta w Wielkopolsce splata się z poszczególnymi etapami wielkiej historii. Są nimi zabory, powstania, tzw. "najdłuższa wojna nowoczesnej Europy", kulturkampf, relacje polsko-żydowskie w zaborze pruskim i II RP, obie wojny światowe, stalinowskie prześladowania, odwilż, mała stabilizacja, przełom 1988/89 i ukraiński Majdan.

Po przeczytaniu odniosłem wrażenie, że miasta w niej nie ma. Są za to żywi ludzie, których pan wyciąga z niepamięci, na przykład dziadka Wisławy Szymborskiej. "Kroniki" służą ocaleniu pamięci?

W "Kronikach" buduję osobisty mit miejsca, z którym jestem związany od urodzenia. Zwracają na to uwagę recenzenci mojej książki. Może najtrafniej ujęła to Marta Wawrzyńska w tekście, który jeszcze nie został opublikowany:

Czytelnicy „Kronik literackich prowincji” z pewnością zauważą, iż prowincjonalność Ostrowa, wielokrotnie w książce podkreślana, nie jest tak oczywista, jak by się to mogło pozornie wydawać. Witold Banach pokazuje, jak stapia się ona z wielkim światem (głównie na poziomie świadomości) i jak losy niegdysiejszych mieszkańców Ostrowa uniwersalizują się i zamieniają w ciekawy temat literacki. Autorowi nie zależy na pełnym obiektywizmie – ujawnia własny sposób widzenia miasta i przedstawionych ludzi – nie szczędzi im nieraz przykrych uwag (nie wszystkim czytelnikom musi się to koniecznie podobać). Dopuszcza swoich bohaterów do głosu, nie koryguje ich pomyłek świadczących o zagubieniu w czasie, co przynosi niekiedy bardzo ciekawe literackie efekty.

Oczywiście najważniejsi są bohaterowie książki. Myślę, że ciekawym pomysłem było usytuowanie niejako na równych prawach pisarzy powszechnie znanych (E.T.A. Hoffmann, J. Iwaszkiewicz, D. Mereżkowski, J. Salinger, T. Capote, J. M. Coetzee) z autorami kompletnie nieznanymi, zapomnianymi i rzeczywiście prowincjonalnymi (W. Leitgeber, G. Bojanowski, J. Jachimek). Ci drudzy zresztą dostali w "Kronice" znaczniej więcej miejsca od tuzów światowej literatury. Trochę wynagrodziłem im deficyt ich literackiego losu.

Książka ma też coś w rozmowy z umarłymi? To taka ostrowska katabaza?

Tak, bo często pojawiają się w niej pytania, których nie zdążyłem zadać tym swoim bohaterom, znanym osobiście. Gdy jeszcze żyli nie poświęciłem im wystarczająco dużo uwagi, a do części pytań nie byłem w przeszłości przygotowany. Inne pojawiły się po latach, wraz z doświadczeniem osobistym i nabytą wiedzą. Teraz oni są już po tamtej stronie. W książce występują też postacie historyczne, których życiowe wybory zastanawiają mnie od czasu, gdy poznałem część ich losu.

Nazwa "Kroniki" pojawia się u Szekspira, Stendhal napisał "Kroniki włoskie". To nie tylko sprawa chronologii, którą porządkują lata. Skąd tytuł Pana książki?

Ponad dziesięć lat temu wydałem pracę pt. "Ostrów pod znakiem pegaza. Literacki przyczynek do dziejów miasta". Już wtedy wiedziałem, że formuła książki popularno-naukową była dla mnie za ciasna. Od początku zdawałem sobie sprawę, że tematu: "literacki Ostrów" w "Pegazie" nie wyczerpałem. Nieprzypadkowo część poświęconą Edwardowi Schaperowi - niemieckiemu pisarzowi urodzonemu w Ostrowie - zatytułowałem "Pierwsza osoba nieznanego rozdziału". Przypuszczałem, że niemieckojęzyczna część tradycji literackiej nie jest nam w pełni znana. Nie widziałem wtedy np. o istnieniu Leo Hirscha, żydowskiego pisarza urodzonego w Ostrowie, który jest prawdopodobnie autorem pierwszej powieści z akcją umieszczoną w "moim" mieście. 

Poza tym źródła nie pozwalały odpowiedzieć na wiele pytań, jakie sobie zadawałem. Pozostawały dedukcja, wyobraźnia i prawdopodobieństwo. Porządek chronologiczny wydawał się oczywisty, a zatem - kronika. Później jednak doszedłem do wniosku, że do każdej opowieści muszę dostosować formę. Czasami najłatwiej było napisać opowiadanie, innym razem szkic historyczny lub rodzaj gawędy. Z kolei inne mają cechy reportażu historycznego. Nieco starsze obrazy trochę stylizowałem. W końcowych rozdziałach posłużyłem się fragmentami własnego dziennika, który prowadzę od ponad trzydziestu lat. W ten sposób zaczęły wyłaniać się wypisy, jakby z różnych kronik. Dlatego w tytule pojawiła się liczba mnoga.

Czy możemy mówić obecnie w Polsce o wzmożonym zainteresowaniu historią?

Sądząc po licznych dodatkach historycznych publikowanych przez gazety i czasopisma oraz popularności zagranicznych seriali historycznych, a także rosnącej w siłę modzie na rekonstrukcje, wydawałoby się, że zainteresowanie historią jest duże. Do tego można również dodać powstawanie nowych i modernizacje starych instytucji muzealnych, które cieszą się rosnącym zainteresowaniem publiczności. Nie wiem jednak, jak ten fakt pogodzić z fatalnym stanem czytelnictwa wśród Polaków, który stawia nas w końcówce europejskiej stawki. A przecież historia to przede wszystkim lektura literatury historycznej.

Pan swoją książką podjął się spisania historii regionu w sposób, który czyni go interesującym. Tworzy pan mit Ostrowa jako miasta wyjątkowego chcąc nie chcąc. Temu chyba właśnie służy sztuka pisarska?

W pisaniu o rodzinnym mieście nie jestem bezkrytyczny. Staram się artykułować i odnajdywać to, co ciekawe i godne uwagi. Nigdy jednak nie udaję, że związany jestem z najlepszym miejscem pod słońcem. Swoja książkę napisałem trochę w kontrze do "lokalnej polityki historycznej", realizowanej w oparciu o nadmiernie eksploatowane mity, ujmowane w fałszywych proporcjach. Profesor Śliwiński w recenzji wewnętrznej mojej książki napisał, że moja proza sprawia wrażenie równo, z wyczuciem i czułością, rozpostartej pomiędzy miłością do miasta i umiejętnością jego wnikliwego postrzegania. W rezultacie Ostrów – nieduży, usytuowany na uboczu spraw wielkiego świata – staje się przestrzenią naprawdę interesującą. W "Kronikach" również jest tak, że jednym ostrowskim mitom trochę zabieram (Ledóchowski, tzw. Republika Ostrowska), a inne sam tworzę (Zinaida Gippius).

Powrót historii to odpowiedź na sprasowanie czasów historycznych przez walec globalizacji? 

Tego nie wiem. Odnoszę wrażenie, że zainteresowanie historią jest i tak domeną wąskiego kręgu osób, które po prostu mają w sobie radość poznania. Ja od podstawówki pasjonowałem się historią, chociaż po drodze było liceum zawodowe (na dyplomie maturalnym mam napisane: monter urządzeń elektronicznych). W wyborze studiów wahałem się między historią, polonistyką i archeologią. Zwyciężyło to pierwsze, ale u mnie literatura zawsze kroczyła obok historii. "Kroniki" są chyba tego najlepszym dowodem.

Czy może Pan zdradzić plany twórcze?

Niebawem w Wydawnictwie Poznańskim ukaże się moja książka o Radziwiłłach, która jest zbiorem subiektywnych szkiców poświęconych losom przedstawicieli tzw. linii berlińsko-antonińskiej. Przewodnią myślą tej książki jest pojawiająca się w niej sugestia, że dzieje tego jednego z najważniejszych rodów w naszej historii (w Kresach najważniejszego) powinny stać się naszym eksportowym towarem filmowym.

Jeżeli zaś chodzi o plany na przyszłość, to chciałbym powrócić do powieści, którą zacząłem pisać wiele lat temu, ale z różnych względów jej nie ukończyłem. To historia alternatywna, ale ponieważ jestem trochę przesądny nie będę zdradzał szczegółów.
W tym roku mija czterdzieści lat od czasu, gdy na antenie Polskiego Radia debiutowałem słuchowiskiem SF pt. "Czarna dziura". Później zrealizowano jeszcze kilka innych słuchowisk o tematyce fantastycznej mojego autorstwa. Część z nich była nagradzana w konkursach radiowych. Jeżeli czas mi pozwoli, chciałbym wrócić do tego gatunku. Wydaje mi się, że mam w tej dziedzinie coś ciekawego do powiedzenia.

http://radiopoznan.fm/n/8bgXBl
KOMENTARZE 1
Mike D 29.09.2017 godz. 10:37
Jestem w trakcie lektury "Kronik". Książka ładnie wydana i sprawnie napisana.

Jednak jak już wspomniał prowadzący wywiad autor nie stroni od ocen co bywa trochę irytujące.

(Przepraszam że skupiam się na krytyce, ale tak już jest ze jak jest coś dobre to po prostu o tym nie piszemy.)

W kontekście obalania ostrowskiego mitu Prymasa Ledóchowskiego jest to dobrze podparte po przez przytaczanie słów biografa Prymasa i ocena autora wydaje się tu podsumowaniem stanu rzeczy. Z drugiej strony opisując zawiłości relacji kalisko - ostrowskich czy polsko - niemiecko - żydowskich, autor naświetla tło historyczno-socjologiczne co powoduje, że czytelnik jest w stanie zrozumieć sposób myślenia "endecko-postpruskiego" Ostrowa i jego aksjomaty.
Jednak autor przy próbie oceny (do czego ma pełne prawo) nakłada togę sędziego z teraźniejszości ( z świadomością konsekwencji II Wojny Światowej i PRLu) i bywa bardzo surowy dla mieszkańców rodzinnego miasta. Nie wiem czy to wynik konfliktu pokoleniowego (nie znam wieku p. Witolda Banacha) ? Może to kompleks endeckiej wielkopolski, w końcu wizja II RP w szkolnych podstawach jest pisana przez pogrobowców "bandyty spod Bezdan" bądź manifestu PKWN. Jak dla mnie w tym zakresie oceny autora są nazbyt surowe. Mimo wszystko książkę planuję dokończyć. Z pewnością zainteresuję się też książką nt. Radziwiłłów którą planuje wydać Pan Banach.