Oskarżanie Polaków o antysemityzm i używanie jako dowodu antysemickiej fali, jaką władze komunistyczne uruchomiły w 1968 roku jest głęboko niesprawiedliwe w świetle tego, co wiemy o tym wydarzeniu. Wpisywała się ta fala w mechanizm czystek ideologicznych charakterystycznych dla totalitarnej władzy. I antysemicka kampania polskich komunistów nie była czymś wyjątkowym. Po II wojnie taka kampania miała miejsce w ZSRR. Związane to było z koniecznością mobilizacji szeregów partyjnych, których konsolidacja następowała w obliczu wykreowanego wroga. Taka jest natura totalitarnej władzy. Musi być wróg. Przy okazji można było wykorzystać tę sytuację do wykończenia przeciwników w obrębie władzy, którzy mieli pochodzenie żydowskie. Antysemityzm nie skończył się w ZSRR a tym samym automatycznie w całym bloku wschodnim, wraz ze śmiercią Stalina. Wręcz przeciwne: Związek Sowiecki aż po lata osiemdziesiąte systematycznie prowadził antysemicką nagonkę. Nawet w czasie najgorszych prześladowań za Stalina pojedynczy Żydzi piastowali wysokie stanowiska w aparacie władzy ale po 1957 roku w kluczowych dziedzinach takich jak bezpieczeństwo, obronność i gospodarka, działały nieformalne ograniczenia w zatrudnianiu Żydów. Zarówno za Chruszczowa jak i za Breźniewa antysemityzm jako generalne wypowiedzenie wojny Żydom stanowił o wiele istotniejszy element polityki niż za Stalina. Era Breźniewa przyniosła niesłychane zaostrzenie kampanii antysemickiej prowadzonej pod przykrywką syjonizmu. W latach 1967-1980 w prasie radzieckiej ukazało się ponad tysiąc siedemset karykatur antysyjonistycznych. Radzieckich czytelników zalewał potok książek i broszur nawiązujących do najgorszych tradycji antysemityzmu.
Polskie wydarzenia '68 roku nie byłyby możliwe bez inspiracji albo przynajmniej przyzwolenia płynącego z Moskwy. Centrum było w Moskwie. Stamtąd polscy towarzysze czerpali inspirację. W wojsku bardzo metodycznie i skutecznie antysemicką czystkę przeprowadził ówczesny minister obrony narodowej, całkowicie mentalnie zależny od ZSRR Wojciech Jaruzelski. Marzec '68 roku i antysemicka nagonka była kolejną wewnętrzną wojną, po wojnie w Kościołem katolickim, rozpętaną przez ówczesnego I sekretarza PZPR Władysława Gomułkę. Wpisywała się ona w trwającą nieprzerwanie nagonkę antysemicką w ZSRR.
Dzisiaj liberalne media zachodnie atakują w Polaków za ich ponoć wrodzony antysemityzm. Nie atakują za to rosyjskiego antysemityzmu, przy którym polski to niegroźna przypadłość pewnego procenta osobników ziejących jadami resentymentu. Żądają przeprosin za Marzec 68 roku, podczas gdy ówczesna polska opinia publiczna była zdecydowanie pro-syjonistyczna. Zadaje sobie pytanie: czy mam dzisiaj przepraszać za Jaruzelskiego, Gomułkę, Kiszczaka czy Moczara? Nie sądzę.
Wojciechowi Jaruzelskiemu obecna ekipa rządząca odbiera tytuł generała, co stanowi jakieś symboliczne przywrócenie poczucia sprawiedliwości między innymi za czystkę antysemicką. Okazuje się, że to działanie nie podoba się liberalnym polskim mediom, gdyż nie podoba im się wszystko, co zrobi „narodowo-faszystowski” rządz PiS-u. Trudno dyskutować z obsesjami i wierzyć w szczerość oburzeń na polski antysemityzm gdy hołubi się pośmiertnie antysemitów.