NA ANTENIE: Pół na pół
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Tureckie przedmurze Europy

Publikacja: 13.03.2017 g.09:16  Aktualizacja: 14.03.2017 g.10:49
Wielkopolska
Relacje europejsko-tureckie posiadają więcej niż jeden wymiar.
recep erdogan - Recep Erdoğan/Twitter.com
/ Fot. Recep Erdoğan/Twitter.com

Spór niejako aksjologiczny nakłada się na zwykłe, typowe międzynarodowe polityczne starcie. Jest ono specyficzne, bo spierające się kraje: po jednej stronie Holandia czy Niemcy a po drugiej Turcja, są obecnie w roku wyborczym, co oczywiście nadaje wszystkiemu sporą dynamikę. Dostrzegalną także w, odpowiedniej do okoliczności, ostrej i jednoznacznej retoryce.

Nazwanie działań niemieckich nazistowskimi, dość banalne jeśli zwrócić uwagę na odbiorcę oskarżeń, a Holandię stolicą faszyzmu - ma te sam kontekst: utrudnianie tureckim władzom organizowania, na terenie tych państw, spotkań ankarskich władz z turecką emigracją. Spotkania te mają zachęcić Turków do wsparcia projektu przekształcenia, zasadniczego, ustroju państwa z parlamentarnego na prezydencki. Chociaż raczej należałoby to określić jako zmianę na ustrój latynoski - z prezydentem jako głową państwa i jednocześnie szefem gabinetu. Takie rozwiązanie jest niespotykane w Europie (nawet w prezydenckiej Rosji czy Francji).

Nowy porządek prawny, który uzyskał już poparcie tureckiego parlamentu (został wsparty przez koalicję konserwatystów i części nacjonalistów), musi zostać zatwierdzony w kwietniowym referendum. Z ostatnich sondaży wynika, że prezydent Erdogan ma czym się martwić. Pomimo wyraźnej dominacji na tureckiej scenie politycznej nie może być pewien zwycięstwa, stąd też charakterystyczne u niego zdenerwowanie, objawiające się w agresywnym języku.

Europa od dawna oskarża Erdogana o zapędy dyktatorskie i wspomniany projekt ma być w oczach krytyków koronnym dowodem. Nowy porządek polityczny miałby obowiązywać w Turcji od 2019 r., kiedy mają się odbyć podwójne wybory, w których Erdogan startowałby na wzmocniony już urząd prezydenta. Zmiany konstytucyjne osłabią również generalną kontrolę parlamentu nad rządem, choć jednocześnie wydłużą jego kadencję do pięciu lat. Argumenty strony rządowej są dość łatwe do przewidzenia, to stabilność państwa, które pół roku temu doświadczyło, kolejnej w swojej historii, próby zamachu stanu.

Raporty międzynarodowych instytucji, jak Amnesty International czy Freedom House na temat praworządności w Turcji czy wolności prasy są bardzo negatywne. Należy jednak pamiętać, że sprawy w Turcji nie zaczęły psuć się za rządów Erdogana, wystarczy zapoznać się z doniesieniami tych samych organizacji z lat 90., by przekonać się, że sytuacja mogła być dużo gorsza. Po dojściu do władzy obecnego prezydenta i jego partii w 2002 r. odnotowano w tej materii znaczny postęp, z tym, że kurs uległ zaostrzeniu kilka lat temu.

To pogorszenie zbiega się z zagrożeniem dla bezpieczeństwa kraju, zresztą bardzo realnym. Od 2011 r. miał miejsce znaczny wzrost liczby ataków i aktywności różnorodnych organizacji terrorystycznych. W poprzednim roku na terenie Turcji doszło do kilkudziesięciu ataków, z liczbą ofiar idącą w kilkaset. Podobnie było w 2015. Przeszło 250 osób zginęło podczas nieudanego antyrządowego puczu. W porównaniu z sytuacją w Turcji w Europie jest względnie bezpiecznie. Pamiętajmy też, że na terenie Turcji przebywa, wedle oficjalnych danych ONZ, 2,9 miliona syryjskich uchodźców.

Z perspektywy Ankary Zachód nie tylko nie wspiera od lat jej polityki (wewnętrznej i zagranicznej), lecz jeszcze utrudnia dbanie o własne bezpieczeństwo. Znamienne są tutaj reakcje i wypowiedzi polityków, np. Martina Schultza, po puczu z lipca 2016 r. Generalnie sprowadzają się one do stwierdzenia, że jeśli nawet Erdogan nie przeprowadził zamachu na samego siebie, to z niego ewidentnie skorzystał, umacniając swoją władzę i rozprawiając się z opozycją. Gdy w tej drugiej kwestii można się zgodzić, to pierwsza teza pozostaje wątpliwa. Zamach i idące za nim osłabienie Ankary prezydenta nie umocniły.

Krytyka Turcji ma miejsce, gdy Zachód wymiernie korzysta z tureckiej pozycji geopolityczne. Rolą Turcji jest, jakby na to nie patrzeć, bycie przedmurzem Europy. Niestabilność na Bliskim Wschodzie odbija się w pierwszym rzędzie właśnie tam. Nim efekt bliskowschodnich konfliktów dojdzie na Zachód przetacza się najpierw przez Anatolię. Gdyby doszło do załamania się Państwa Tureckiego jego zadanie musiałyby wziąć na siebie kraje bałkańskie. Wydaje się, że raczej nie byłyby one zdolne wypełnić tego zadania.

Nie można uznać, że funkcja, jaką w systemie bezpieczeństwa Europy odgrywa Turcja, usprawiedliwia wszystkie działania jej władz. Jednak ewidentnie potrzeba tutaj nowego partnerstwa i postawy Europy rozumiejącej sytuację Ankary. Także dla własnego bezpieczeństwa.

Łazarz Grajczyński

http://radiopoznan.fm/n/I46oKs
KOMENTARZE 1
Wielpol LI 15.03.2017 godz. 21:43
Przedmurzem Europy są Bałkany i ten region powinien być przedmiotem szczególnej troski Europejczyków. Turcja Europie po prostu zagraża. Wspólnie z Arabią Saudyjską stanowi bastion islamizmu, w którym dogmaty religijne są ważniejsze niż prawodawstwo europejskie. Butne, szantażujące zachowanie Erdogana i jego urzędników świadczy tylko o tym, jak naprawdę traktuje on partnerów europejskich i ile takie partnerstwo jest warte.