NA ANTENIE: FLYING IN A BLUE DREAM/JOE SATRIANI
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Złoty okres płyt winylowych

Publikacja: 11.01.2017 g.17:42  Aktualizacja: 12.01.2017 g.17:45
Poznań
Tych wszystkich starych nagrań słuchaliśmy przed laty z wtłaczanych krążków winylitowych. I tak pomyślałem, żeby ze dwa zdania o tej czarnej masie w czasach kiedy ta masa miała się u nas najlepiej. Wyszło mi, że był to rok 1976.
produkcja płyt winylowych lata 50 - Archiwum B MTP
/ Fot. (Archiwum B MTP)

W kalendarzu jest więc sobie rok 1976, towarzysz Edward Gierek w zenicie, budujemy drugą Polskę i staliśmy się dziesiątą potęgą przemysłową świata. Z tym, że nie w fonografii, bo tu mamy taki oto przelicznik, iż na jednego rodaka przypada u nas 0, 27 płyty długogrającej. Mniej od nas, bo 0.25 płyty przypadało tylko na obywatela bratniej Rumunii. No, bo w takim Związku Radzieckim to już na jednego obywatela przypadało całe 0, 30 płyty. W tym czasie podstępni imperialiści z USA wyśrubowali aż 1, 8 płyty na mieszkańca. A przecież bywało lepiej. Ostatecznie to w Polsce jako pierwszej z wszystkich demoludów zaczęto tłoczyć płyty stereo i to już w roku 1965. Teraz tez niby nie było źle, bo produkcją płyt zajmowało się w Polsce całkiem sporo instytucji jako to: Polskie Nagrania, Pronit, Veriton, Wifon, Tonpres, Zakłady Włókien Sztucznych w Gorzowie Wielkopolskim, a także Składnica Księgarska, Polskie Wydawnictwo Muzyczne Polskie Radio i Łódzka Drukarnia Akcydensowa, która była od kopert. I oni wszyscy te płyty wydawali, tyle ze każdy z osobna. I jak na przykład piosenkarz nagrał kawałek w studiu radiowym, to z niejasnych powodów tego nagrania nie mogły na płytę kupić Polskie Nagrania i on musiał nagrywać raz jeszcze, co kosztowało, ale nie szkodzi. Dziesiątą potęgę ekonomiczną było stać. Dalej – muzykę rozrywkową napędzała wówczas produkcja singli z bieżącymi przebojami. Ale znowu - nie u nas. Bo i singla i longplaya trzeba było tłoczyć na identycznej zasadzie, więc po co sobie zawracać głowę tłoczeniem singla za 11, 20, skoro można od razu tłoczyć longplaya za 50 złotych i 70 groszy ? Tu ważne przypomnienie. Płyta długogrająca kosztowała 50 złotych i 70 groszy zawsze – niezależnie czy mieściła superprzeboje, materiały do nauki języka obcego, bajki dla dzieci czy etiudy Chopina. Płyta jest płyta! Z tym, że były wyjątki, bo licencyjna płyta ABBY kosztowała 110 złotych, a zespołu Procol Harum nawet 120 złotych.

Z tą wydajnością w tłoczeniu też nie było pospiechu. Ot, Gierek kupił dla wytwórni Muza 6 podwójnych pras szwedzkich – każda zdolna wytłoczyć 500-600 płyt na zmianę. Mało tego, ustawiono tam tak zwaną wannę galwanizacyjną, która pozwalała na wytwarzanie płyt kwadrofonicznych. I amerykańską wtryskarkę do produkcji singli o wydajności milion 200 tysięcy egzemplarzy rocznie. I co? I nic! Ilość produkowanych płyt nie zwiększyła się od tego niemal wcale. Powody? Pracownicy wcale nie kwapili się do opanowania obsługi maszyn, wręcz je bojkotowali, w dodatku ciągle siedzieli na zwolnieniach lekarskich, byle tylko nie uczyć się obsługi tego zachodniego badziewia. A i tak zwany wskaźnik braków pozostał, jaki był, a to znaczy że do przetopienia zaraz po zejściu z linii produkcyjnej nadawało się 10 procent wytłoczonych płyt.

I mógł sobie Związek Kompozytorów Polskich ubolewać, że 70 % jego członków nie ma ani jednego utworu zarejestrowanego na płycie, nikogo to ruszało. Od nagrania płyty do jej wydania musiały upłynąć ze dwa lata jak obszył. Tyle czekał, jak pan Bóg przykazał taki Krzysztof Penderecki na wydanie swojej „Jutrzni”. No tak, ale kiedy tyle samo czekał Wodecki, Jarocka czy Sośnicka, to kiedy płyta z ich piosenkami ukazywała się na rynku,, nadawała się już raczej do archiwum, bo to były przeboje sprzed dwóch, trzech albo i więcej lat. Zresztą wydawano płyty jak leci, bez ładu i składu. Dlaczego, skoro przy Polskich Nagraniach działała Komisja Repertuarowa, której zadaniem było w sposób rozsądny i wyważony ustalać repertuar? Ano dlatego, że ta komisja doradcza składała się z przeszło stu osób, podzielonych na koterie, wycinających się wzajemnie, torpedujących pupilów konkurencji i nienawidzących się zimną nienawiścią. No, ale jak już piosenkarz płytę nagrał, nawet jak ona się rozeszła w niezłym nakładzie, to on i tak nie miał prawa się na tym dorobić. Otóż piosenkarze i muzycy byli płaceni według rozdzielnika. I za minutę przyjętego przez wydawcę nagrania mogli dostać od 150 do 400 złotych, a nie było to wiele. Jak płyta się rozchodziła, jej wydawca mógł, choć nie musiał wystąpić do Ministerstwa Kultury i Ministerstwo mogło, choć też nie musiało zwiększyć honorarium o 50%, ale nigdy więcej. No tak, ale przecież od 1968 roku mieliśmy tak zwane Złote Płyty – wydawnictwa, które biły rekordy sprzedaży. Konkretnie 150 tysięcy egzemplarzy. Jako pierwszy dostał taką Niemen za „Dziwny jest ten świat” (i 10 tysięcy złotych gratyfikacji ekstra), a w połowie lat 70., o których mówimy choćby Irena Jarocka za krążek „W cieniu dobrego drzewa”. Ale gdy do Polskich Nagrań zapukała Naczelna Izba Kontroli odkryła, że na 30 przyznanych Złotych Płyt co najmniej 5 przypadło wykonawcom nie za ilość sprzedanych krążków, lecz za – cytuję – „aktualną pozycję wykonawcy na rynku” oraz – co jeszcze ciekawsze – „za zasługi dla przedsiębiorstwa Polskie Nagrania”.

W sumie – niezależnie co nagrano i ile się sprzedało, szacowano, że potrzeby na rynku płytowym są zaspokojone w 50%, czyli, a Polacy na płyty wydaliby w takim roku 1976 jeszcze 100 milionów złotych, ale ich nie wydadzą, bo nie ma czego kupować. I to w sytuacji, kiedy w magazynach Polskich Nagrań zalegało przeszło 60% wytłoczonych płyt i to płyt z muzyka rozrywkową. Ale było to takie badziewie, że nikt, ale to nikt nie chciał tego kupić nawet po wielokrotnej przecenie. Przykład nastukano 100 tysięcy krążków pod tytułem „Niechaj żyje młoda para” – z myślą o sprzedawaniu ich w urzędach stanu cywilnego podczas ceremonii ślubnych. I zalegało to w magazynach po sufit, bo kto ma podczas ślubu głowę do kupowania płyt?!

A puenta? Puenta napisała się sama, kiedy sięgnąłem do rocznika statystycznego z roku 1975 i zajrzałem pod pozycję „Płyty”. Były. Konkretnie „płyty azbestowo-cementowe”. I już.

Wiesław Kot

http://radiopoznan.fm/n/15KNCl
KOMENTARZE 1
lesio 30.01.2017 godz. 21:17
"z wtłaczanych krążków winylitowych" ktoś sprawdzał ten tekst przed publikacją?