NA ANTENIE: Radio Poznań Kultura
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

"Polityczny rynek transferowy to rynek bez okienek"

Publikacja: 23.02.2021 g.11:21  Aktualizacja: 23.02.2021 g.11:30 Piotr Tomczyk
Kraj
Kibice Lecha i Warty zapewne dobrze wiedzą, że okno transferowe w polskiej Ekstraklasie piłkarskiej otwarte jest tylko do jutra. Za to sezon transferów w polskiej polityce otwarty jest bez jakichkolwiek ograniczeń. Dziś w Kluczowym Temacie o politycznych transferach mówił politolog prof. Bartłomiej Biskup.
sejm - TT: SEJM RP
Fot. TT: SEJM RP

Piotr Tomczyk: Czy polityczny rynek transferowy różni się od rynku piłkarskiego? Czy członek partii politycznej może przeskakiwać do innej partii i nikt nie musi za to płacić?

Prof. Bartłomiej Biskup: Na pewno różni się finansami. W polityce nie mamy do czynienia z takimi dużymi kwotami, jak w przypadku piłkarzy. Różni się też terminami, o czym Pan Redaktor wspomniał. To jest rynek bez okienek. To jest spowodowane sondażami, czyli zmiany w sondażach prowokują te transfery. Z drugiej strony wpływa też na to kalendarz wyborczy. Zdecydowanie więcej takich transferów jest przed wyborami. Rok przed wyborami można nazwać dużym oknem transferowym, w którym te zmiany się dokonują.

Chyba mamy teraz taki czas. „Michał Cieślak, Jacek Żalek i Zbigniew Gryglas nie pozostaną długo w rządzie”- stwierdziła rzeczniczka Porozumienia Magdalena Sroka. Porozumienie wycofało rekomendacje trzem usuniętym z partii politykom. Czy to grozi rozpadem koalicji rządowej?

Rozpadem, to może nie. Te partie są na siebie trochę skazane. Inny układ rządzący się nie rysuje w sejmie. Musiałoby dojść do jakiejś abstrakcyjnej koalicji innych partii politycznych. Moim zdaniem to nie jest możliwe. Jest to dla koalicji poważny problem, bo jednak te ponad 230 głosów trzeba mieć, żeby rządzić. Posłowie mogą różnie się zachowywać, powodowani swoimi indywidualnymi interesami czy swoją sytuacją polityczną. Konflikt w Porozumieniu jest w zjawiskiem negatywnym dla Zjednoczonej Prawicy. W zasadzie nie wiadomo, czego się trzymać, bo ta sprawa będzie rozstrzygana przez sąd powszechny. Mamy dwie frakcje, mamy polityków, którzy mają wycofane rekomendacje i zgodnie z umową koalicyjną powinni zostać odwołani. To wszystko nie jest koalicyjnie uzgodnione, bo Jarosław Gowin nie pojawiał się ostatnio na radzie koalicji, czyli spotkaniu liderów Zjednoczonej Prawicy. To jest skomplikowane. W tym czasie niełatwym politycznie i pandemicznie, daje pole raczej do spekulacji, niż stabilnego rządzenia.

Odwrotną sytuację mieliśmy w relacjach Solidarnej Polski z PiS-em. Odwołany został Janusz Kowalski, wiceminister aktywów państwowych, któremu rekomendacja nie została wycofana. Może to jest bardziej niebezpieczna dla koalicji sytuacja?

Tutaj mamy inną sytuację. Prawdopodobnie dochodziło do jakichś spięć wewnętrznych w rządzie, co mogło zagrażać sprawności działania rządu czy linii programowej, czy innej, którą prezentował rząd, czy ministerstwo, bo, jak rozumiem, to minister złożył do premiera wniosek o jego odwołanie. Tutaj znowu mamy sytuację, kiedy mniejsze ugrupowanie koalicyjne ma prawo do posiadania takiego ministra. Tylko tu pojawia się sprzeczność – czy koalicjanci mogą delegować kogo chcą, czy jeżeli ten minister nie spełnia jakichś kryteriów, albo nie współpracuje z premierem, albo ministrem, to czy on ma w tym rządzie być za wszelką cenę. To potencjalnie rodzi kolejny konflikt, bo Zbigniew Ziobro w jednym z wywiadów powiedział ostatnio, że w normalnych czasach, to wyszedłby z rządu ze względu na postawę rządu wobec Unii Europejskiej. Solidarna Polska ma wobec UE taką postawę raczej skrajną, której nie ma cała Zjednoczona Prawica. Skoro koalicjant mówi, że wyszedłby z rządu i następuje odwołanie jego wiceministra, to może być to bardziej niebezpieczne. Jarosław Gowin zawsze deklarował, nawet jak z rządu wyszedł, że zależy mu na Zjednoczonej Prawicy i na jedności tego ugrupowania i trwaniu rządu, a tutaj Zbigniew Ziobro wręcz literalnie powiedział, że mógłby z rządu wyjść. Być może jest to ta sytuacja, która jest groźniejsza. Pozostaje pytanie, co Solidarna Polska mogłaby zrobić w tym układzie sejmowym. Nie widzę tutaj rozsądnego wyjścia.

Za to może coś nowego zrobić opozycja. Szczególnie intrygująco wyglądają transfery polityczne między ruchem Polska 2050 a pozostałymi partiami opozycji. Joanna Mucha, Hanna Gil-Piątek, Paulina Hennig-Kloska, senator Jacek Bury. Co się dzieje? Skąd ta siła przyciągania u Szymona Hołowni?

Ona bierze się wprost z sondaży, o czym wspomniałem na początku. W tej chwili są one bardzo dobre dla ruchu Szymona Hołowni, który zaczął przejmować wyborców Platformy Obywatelskiej, a co za tym idzie, przejmować także jej polityków. Wcześniej też trochę lewicy, co jest pokłosiem tego, co się działo wcześniej w sondażach. Ruch Hołowni przejmował poparcie od PiS, Lewicy, PO. Teraz dzieje się to bardziej wobec PO. To jest jeden z powodów wzmożenia transferowego, czyli sondaże. Politycy widzą, że ta formacja zyskuje poparcie. To są politycy, którzy nie pełnią wiodącej roli czy funkcji w swoich dotychczasowych partiach, w związku z czym zastanawiają się nad takimi transferami, które dzieją się w kierunku Hołowni.

One wyglądają szczególnie intrygująco, bo przy transferach z reguły ważne są pieniądze, a akurat to ugrupowanie nie ma żadnych dofinansowań z budżetu, a sam kandydat mówił, że zbudował strukturę swojej partii z dobrowolnych datków. Po kampanii prezydenckiej pisał: „Wszystkie oszczędności wydaliśmy na ten projekt. Wszystkie prace pokończone. Całe życie zdemolowane przez sześć miesięcy kampanii. Muszę się zastanowić, co dalej z życiem zawodowym i z czego utrzymam rodzinę”. Ta rozpacz w głosie i ten problem zaniknął. Sam kandydat już nie płacze w telewizji. Pojawił się jakiś strumyczek gotówki, który zasilił to ugrupowanie i wzmocnił te ruchy transferowe?

Tak. Troszkę się śmieję, bo polityka to jest taki niewdzięczny kawałek chleba. Trudno mówić o zarobkach, takich jak się ma jako popularny prezenter telewizyjny – to w przypadku Szymona Hołowni. Zawsze zostaje dylemat, co robić. W tej chwili finansowanie wydaje się być stabilne dla ruchu Hołowni. Są różne akcje i zbiórki, które przynoszą skutki. Dlatego pewnie Szymon Hołownia już nie biadoli nad swoim finansowym losem, bo wzmocnił się w sondażach. W związku z tym pojawiły się źródła finansowania. To są na pewno zbiórki, które organizują jego struktury, ale też prawdopodobnie są inne źródła finansowania, które posiadają partie – na przykład pomoc w drukowaniu materiałów czy w robieniu komunikacji z różnych stron, która może być pomocą bezpłatną ze strony różnych firm czy zaprzyjaźnionych osób. Wydaje się, że zostało to w tej chwili ustabilizowane i opanowane. Nawet bez subwencji ruch Hołowni ma źródła finansowania, stąd ta zmiana w komunikacji w tym obszarze.

Jeżeli tak dobrze z finansami, to może pojawi się jakiś transfer z zagranicy? Donald Tusk jest cały czas do zagospodarowania, a sam Szymon Hołownia mówi, że Tuska zawsze warto słuchać z uwagą. Czy to znaczy, że ten patron polityczny z zagranicy może wesprzeć ruch Hołowni? Podobnie Bronisław Komorowski oświadczył, że z Ruchem Polska 2050 wiąże duże nadzieje.

To nie jest dziwne. Ponieważ spadają notowania PO, czyli partii tych dwóch wymienionych przez Pana polityków, to oni przerzucają swoje preferencje i nadzieje na inne ugrupowanie. Myślę, że powrót Donalda Tuska jest bardzo mało prawdopodobny. On sam ustawił się w pozycji komentatora w mediach społecznościowych. Próbował wcześniej różnych ruchów, które mogłyby go z polską polityką związać, ale one się nie udały. W związku z tym został na pozycji komentatora. Widać, że może być mentorem, patronem tego środowiska Szymona Hołowni. Podobnie jak Bronisław Komorowski. Te nadzieje dawnego środowiska Platformy Obywatelskiej zostały w części przeniesione. Można też wspomnieć o niektórych działaczach ruchu Hołowni, którzy wcześniej byli w PO czy byli z nią związani. Dla części osób z tego środowiska ruch Hołowni jest taką „Platformą bis”, czyli nadzieją na przeniesienie poparcia z Platformy.

Czy to w ogóle możliwe, żeby przy mobilizacji opozycji i przejściu Jarosława Gowina do opozycji zmienił się rząd bez wyborów parlamentarnych?

Moim zdaniem jest to prawie niemożliwe w tej sytuacji politycznej. Dlatego, że ta nowa koalicja, jeżeli w ogóle uda ją się zawiązać, będzie bardzo niestabilna i mandat wyborczy będzie musiał być dany przez naród w procesie wyborczym. Na dzisiaj ta arytmetyka jest bardzo skomplikowana.

http://radiopoznan.fm/n/iRTgnX
KOMENTARZE 0