NA ANTENIE: VIRTUAL INSANITY/JAMIROQUAI
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

RECENZJA: The Who – Who (Polydor)

Publikacja: 12.01.2020 g.18:20  Aktualizacja: 12.01.2020 g.18:24
Świat
Pojawienie się takiej płyty na rynku muzycznym trudno nie nazwać absolutnym zaskoczeniem.
the who - King Biscuit Flower Hour - Billboard, page 21, 26 December 1974, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=27129834
Fot. King Biscuit Flower Hour - Billboard, page 21, 26 December 1974, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=27129834

The Who to przecież kapela z 60. letnim stażem. W dodatku kiedyś był to kwartet eksplodujący energią i brutalnością zapowiadający frontalny atak brytyjskiej inwazji rocka, symbol młodzieżowego buntu lat 60. i na wskroś rebelianckiego sposobu zachowania na scenie. Od tego czasu już kilka razy obwieszczono zgon muzyki rockowej a gitarę elektryczną pogrzebano jako mało przydatne narzedzie. Z klasycznej czwórki kanonierów tworzących The Who, Pete’a Townshenda, Rogera Daltrey’a, John Entwistle i Keitha Moon’a, pozostali w grupie już tylko Townshend i Daltrey. Od połowy lat 80. The Who wycisnął z siebie tylko dwa albumy studyjne a ten ostatni Endless Wire to pozycja sprzed 13 lat. Jak tu się nie dziwić, jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę, że Townshend i Daltrey przez ostatnie lata koncentrowali się głównie na solowych projektach. I oto zespół The Who, nagle objawia się w zupełnie innej rzeczywistości z płytą, która wzbudzi ciekawość przede wszystkim rówieśników dwóch brytyjskich dinozaurów rocka z grupy wiekowej 60+.

A jednak zaskoczenie jest duże. Odrzucając te wszystkie wymienione wcześniej kwestie, już pierwsze silne akordy elektrycznej gitary otwierającej płytę piosenki All This Music Must Fade, przywołują moc klasycznych kawałków The Who. Ta sama intensywność, zaciekłość i energia gry, pozwalająca z impetem zaatakować Roger’owi Daltrey’owi śpiewem. Podobnie jest w następnym nagraniu Ball And Chain, w którym wokalista znowu imponuje siłą głosu i ekspresją. Townshend dodaje rasową solówkę na gitarze jak przystało na rockowa kapelę. Kolejne utwory przekonują, że Pete Townshend skompletował kompozycje, potwierdzające jego wysoką klasę. Liderowi zespołu udało się połączyć dawną surową naturalność muzyki The Who, z bogatszą formą, gdzie zawarł rozbudowaną harmonię, skoki dynamiczne, gęstą fakturę brzmieniową, zderzenie rockowej stylistyki z lirycznymi wątkami muzyki popularnej. Najlepiej to słychać w nagraniu Beads On One String. Townshend jako kompozytor i lider kapeli nie chce kopiować siebie sprzed lat, lecz ma ambicje dać muzyce The Who nową przestrzeń. Do utworu Hero Ground Zero obok typowego składu rockowej kapeli, wprowadzono sekcje smyczków, która o dziwo, nie brzmi jak coś obcego i niestosownego. W nagraniach słychać również gitary akustyczne, instrumenty klawiszowe a nawet duży skład orkiestralny. Największym odstępstwem od rockowej linii, jest jednak romantyczna piosenka I’ll Be Back, urocza melodycznie z wyeksponowanym tłem smyczków oraz solowymi partiami harmonijki ustnej. Kompozycja przypomina liryczne wrzutki Paula McCartney’a na płytach grupy The Beatles. Inną kandydatką do akceptacji masowego odbiorcy jest piosenka Break The News, z żywym, podrywającym rytmem i chwytliwym refrenem. Dzięki takim muzykom jak basista Pino Palladino czy perkusista Zak Starkey, w muzyce zespołu The Who jest na pewno więcej czystości i precyzji. Pozostał jednak dawny rockowy rozmach i bezczelny stadionowy tryumfalizm dwóch wspaniałych rockmanów. Dzięki gitarom Townshenda i świetnemu wokalowi Daltrey’a zespół The Who znowu żyje w pełni twórczej mocy.

Ryszard Gloger

http://radiopoznan.fm/n/nwIetK
KOMENTARZE 0