NA ANTENIE: 00:00 Klasyka muzyczna I/
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Na co do kina? „Żeby nie było śladów” - film Jana P. Matuszyńskiego

Publikacja: 17.10.2021 g.16:00  Aktualizacja: 15.10.2021 g.18:36
Kraj
Polski kandydat do Oscara.
Żeby nie było śladów - plakat
Fot.

Ten film to zdobywca nagrody Srebrnych Lwów na tegorocznym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Wyreżyserował go twórca głośnej „Ostatniej rodziny”, po której wielu polskich widzów odkryło na nowo malarstwo Beksińskiego. W końcu to również polski kandydat do Oscara. To wystarczające powody, by filmem „Żeby nie było śladów” się zainteresować, a jednak koronnym argumentem w tej kwestii jest historia, jaką opowiada: śmierć Grzegorza Przemyka i szereg wydarzeń, które po niej nastąpiły. Warto jednak od razu zaznaczyć, że choć obraz filmowy został oparty na reportażu Cezarego Łazarewicza o tym samym tytule, to jednak nie zachowuje pełnej wierności z pisanym pierwowzorem, jak i z faktycznymi zdarzeniami. Część treści w filmie została sfabularyzowana, co nie stanowi oczywiście wady tego autonomicznego dzieła, ale jednak zarzuty o dopuszczenie do pewnych nieścisłości w stosunku do prawdy historycznej, to coś, z czym zawsze przyjdzie się mierzyć tym, którzy na artystyczny warsztat przyjmują prawdziwe historie. 

Abstrahując jednak od tej kwestii, zaznaczyć muszę od razu, że to naprawdę dobry film, który bez żadnych wątpliwości Państwu polecam. Choć lojalnie uprzedzam jednocześnie, że seans jest doświadczeniem wymagającym. Po pierwsze trwa 160 minut. Ta długość obrazu pozwala drobiazgowo przedstawić rzeczywistość Polski lat osiemdziesiątych, a także wpuścić na scenę sporą ilość bohaterów, którzy odegrali rolę w tych zdarzeniach, no i wiarygodnie przedstawić ciągi zdarzeń, które doprowadziły ich do takich, a nie innych decyzji. Drugą trudnością jest ładunek emocjonalny, który te 160 minut w kinie ze sobą niesie, bo rzeczywiście jest to obraz poruszający, który po świetnym finale pozostawia nas z dojmującym poczuciem bezsilności i sprzeciwu wobec niesprawiedliwości. Świetnie obrazuje mechanizmy manipulacji, propagandy i mocy władzy, która potrafi wyciągnąć z człowieka to, co najokropniejsze.

Warto trzy słowa wspomnieć o ciekawej obsadzie. Tomasz Ziętek bardzo dobrze sprawdza się w głównej roli przyjaciela Grzegorza Przemyka i jedynego świadka zbrodni na nim dokonanej. Nie sposób przeoczyć też wyrazistych, a właściwie przerysowanych kreacji aktorskich postaci, stojących po stronie aparatu władzy: Aleksandry Koniecznej w roli pani prokurator, czy Roberta Więckiewicza jako Kiszczaka. Najwięcej kontrowersji wzbudza Sandra Korzeniak w roli Barbary Sadowskiej, matki Grzegorza. Gra ze specyficzną manierą, która nie przekonuje części widowni, choć ja po pewnych wahaniach kupiłam ją zupełnie, ciesząc się z oglądania takiej oryginalnej, nowej dla mnie twarzy na dużym ekranie. 

Mimo wielu zalet film nie przyciągnął do polskich kin rekordowej widowni, a szkoda, bo historia w nim opowiadana na to zasługuje. Nie sądzę również, by zwojował wiele na Oscarowej gali, obawiam się bowiem, że ta polityczna rzeczywistość może być zupełnie obca i niezrozumiała dla większości widzów na świecie, a w filmie nie ma jakiejś uniwersalnej, ponadhistorycznej myśli, która mogłaby go uczynić dla nich wartościowym. Polecam jednak i tym, dla których historia Przemyka jest elementem wspomnień z minionej epoki, jak również tym, którzy urodzili się zbyt późno, by była kiedyś częścią ich teraźniejszości. 

http://radiopoznan.fm/n/hTM5I4
KOMENTARZE 0