NA ANTENIE: Mała czarna
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Karawana znowu na szlaku – recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 29.04.2022 g.13:01  Aktualizacja: 29.04.2022 g.10:59 Ryszard Gloger
Poznań
Szczerze mówiąc o zespole Caravan słuch powinien zaginąć wiele lat temu. Zespół mógł się rozpaść gdzieś w połowie lat 70. ubiegłego wieku, gdy na wyspach brytyjskich pojawiły się ogniska ruchu punk rocka. Rewolucja muzyczna zaczęła z siłą tsunami zmiatać wszystko co miało związek z przeszłością i posiadało metryczkę dłuższą niż dwa lata.
CARAVAN - It’s None Of Your Business - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Zespoły Led Zeppelin, Black Sabbath czy Deep Purple okazały się reprezentować zgniłego rocka, cuchnący twór korporacji płytowych. W stronę Paula McCartney’a na łamach pism New Musical Express i Melody Maker kierowano wprost wyzwiska punkowych buntowników, którzy uważali, że znajomość więcej niż czterech akordów gitarowych, jest przejawem arystokratycznego wyuzdania.

Zespół Caravan działał od 1968 roku, zwyczajnie nadawał się więc do kasacji. Rzeczywiście grupa reprezentowała antypody kultury muzycznej w stosunku do fali punk rocka. Kreatywność była wpisana w propozycje zespołu, który wyrobił sobie pozycję czołowego przedstawiciela ówczesnej awangardy rockowej, znanej pod nazwą „sceny Cantenbury”. Muzyków środowiska miasta Canterbury łączyło szerokie spojrzenie na sztukę, mieszali rocka z jazzem i folkiem, lubili improwizować i równie ochoczo zestawiać brzmienia instrumentów akustycznych i elektroniki. Rozwlekłe partie instrumentalne, a czasem wręcz odloty w kosmos w połączeniu z trudnymi do zrozumienia tekstami, przyciągały skromne grono odbiorców nastawionych na muzyczną podróż w nieznane.

Wokół zespołów takich jak Soft Machine, Gong, Kevin Ayers And Decadence, kręcili się poeci, malarze i przedstawiciele sztuk wszelakich W obrębie takich poszukiwań znalazł się również zespół Caravan. Filarami kwartetu byli basista John Sinclair i gitarzysta Pye Hastings. Jednak Sinclair odszedł z kapeli po nagraniu albumu In The Land Of Grey And Pink. Krytycy słusznie chwalili trzecią płytę zespołu, co niestety nie znalazło odzwierciedlenia w sprzedaży winylu. Frustracja w zespole rosła, bo przecież Caravan nie występował w snobistycznych klubach dla garstki odbiorców, lecz potrafił poczuć aplauz kilkuset tysięcy słuchaczy na europejskich festiwalach. Wkrótce po premierze wspomnianej płyty Sinclair odszedł, a z małymi przeszkodami Hastings dowodzi Karawaną do dzisiaj.

Od 2013 roku, czyli od albumu Paradise Filter, o aktywności Caravan słychać było niewiele. W końcu jest niespodzianka, nowy materiał muzyczny na płycie It’s Noone Of Your Business. Na krążku znajdziemy dziesięć premierowych utworów autorstwa gitarzysty Pye’a Hastings. Dwa utwory, tytułowy It’s None Of Your Business oraz I’ll Reach Out For You mają długość około 10 minut. Są to zarazem filary konstrukcji całej płyty. W obu kompozycjach zawarto podstawowe cechy muzyki Caravan, jaką znamy z przeszłości. To kompleksowość utworów, złożonych jednak z piosenkowej struktury, gdzie istotne są melodie, zarysy refrenów, charakterystyczne harmonie instrumentów klawiszowych i ładni prowadzone partie gitary elektrycznej. Odbiorca bardziej osłuchany z tym typem stylistyki rockowej, poczuje podobieństwo do nagrań legendarnej grupy Camel.

Obiecujący początek zapewnia nagranie Down From London, który z kolei lekkością rytmu i pastelowym brzmieniem wokali i gitar akustycznych, przypomina nieco muzykę grupy The Moody Blues. Chociaż nikt z muzyków wspomnianej grupy nie odważyłby się na brawurowe solo gitary elektrycznej, jak to uczynił w Down In London Pye Hastings. W tym utworze jaśnieje także na altówce Geoffrey Richardson. Jeszcze bardziej rockowy i ognisty jest utwór Wishing You Were Here. Mniej niż to było słychać w przeszłości, są obecne na tej płycie elementy jazzowe, chociaż warto odnotować solowe improwizacje na fortepianie Jana Schelhaasa. Bywają na płycie chwile, gdy do głosu dochodzą utwory jakby z innej, łagodniejszej i melodyjnej bajki. Do takich nagrań zalicza się Ready Or Not. Na szczęście zaraz następuje bardziej folkowa, okraszona partiami fletu i altówki kompozycja Spare A Thought. W środkowej części płyty robi się trochę jak u cioci na imieninach, gdy wyskakuje, do bólu banalna, pioseneczka If I Was To Fly. Można przypuszczać, że muzycy w sile wieku, bywają dziadkami i czasem mają ochotę pomarzyć, jak ich wnuki, żeby oderwać się od ziemi i polatać.

Nie jest to wybitna płyta w dyskografii długowiecznej grupy Caravan. To co na omawianej płycie przygotował Pye Hastings z kolegami, niewiele ma wspólnego z muzyką, od której angielska kapela zaczynała swoją podróż. Nie odnajdziemy tu spontaniczności i chęci przekraczania barier. Kompozycje są wycyzelowane, podobnie jak pełne brzmienie i rozmaite ozdobniki porozrzucane tu i ówdzie. Cień szkoły z Canterbury znikł chyba bezpowrotnie, lecz zastąpiono to dojrzałym podejściem do utworów. Jak w kalejdoskopie przewijają się więc liczne melodie, zaskakują zwroty aranżacyjne, czuć sprawność instrumentalną i dużą klasę wykonawczą. Instrumentalny utwór Luna’s Tune na finał płyty, jest niczym znak zapytania. Co może zdarzyć się w przyszłości, jeśli Caravan ciągle potrafi przedstawić tak nastrojową impresję muzyczną?

http://radiopoznan.fm/n/XjRGHj
KOMENTARZE 0