Bez problemu zdemontował blokadę i zaniósł do Urzędu Miasta. Pan Waldemar nagrywał akcję i transmitował ją w internecie. Nazywa ją happeningiem, którego celem było zwrócenie uwagi na konkretny problem.
- Blokady używane przez strażników są bez jakichkolwiek atestów i certyfikatów. Sposób montowania tej blokady jest na tyle uciążliwy, że trzeba się bardzo zbliżyć do obrzeża nadkola. Ktoś powinien to przetestować, czy blokada nie uszkadza samochodu właśnie już przy samym zakładaniu - mówi pan Waldemar.
Tymczasem według władz miasta atesty unijne nie są konieczne. Jak mówi Przemysław Piwecki ze straży miejskiej - same blokady nie zagrażają samochodom.
- One są tak skonstruowane, że są bezpieczne zarówno dla osób, jak i pojazdów. Wystarczy tylko jedno - postępować zgodnie z zasadami czy wskazówkami pozostawionymi przez strażników. Jeżeli mamy urządzenie blokujące koło, informujemy o tym dyżurnego straży miejskiej i spokojnie czekamy na przyjazd patrolu - wyjaśnia Przemysław Piwecki.
Pan Waldemar twierdzi, że tak zrobił i po odczekaniu pół godziny sam postanowił pójść do Urzędu Miasta. Bez skutku. Ostatecznie jednak wrócił do auta i wtedy strażnicy przyjechali - relacjonuje.
Przemysław Piwecki odpowiada, że strażnicy dojeżdżają w kolejności zgłoszeń, nie ma wyznaczonego czasu przyjazdu na tego rodzaju interwencje. Czasem są opóźnienia spowodowane przez korki. Jednak jak podkreśla - interwencja następuje "niezwłocznie".