NA ANTENIE: CRANKS/THE CAR IS ON FIRE
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Jak odbudować francusko - amerykańską współpracę?

Publikacja: 14.07.2017 g.13:11  Aktualizacja: 14.07.2017 g.13:16
Poznań
Spotkanie Trumpa z Macronem w Paryżu ma kilka ważnych aspektów.
flaga francji ciemna - Radio Merkury - Fotolia.pl
/ Fot. Radio Merkury (Fotolia.pl)

Wprawdzie większość mediów pisząc o wizycie prezydenta Trumpa w Paryżu zastanawiała się głównie nad tym, czy czasami Brigitte Macron nie została urażona przez prezydenta USA, gdy ten pochwalił jej figurę, to jednak spotkanie Trump-Macron ma też kilka innych, ważniejszych aspektów. 

Pierwszą sprawą jest to, że nie można oceniać tej wizyty jako przełomowej, określanie jej też jako wejścia w nową fazę relacji amerykańsko-francuskich jest również zbyt daleko idące. 

Macron i Trump w wielu aspektach mają podobną sytuację. Obaj mają niewielki staż polityczny i objęli urząd przedstawiając się jako reformatorzy (nawet burzyciele) w polityce. Obaj również mają być tymi, którzy zasadniczo zmienią swoje kraje. Różni ich zasadniczo wizerunek – Macron już od samego początku dał sobie nałożyć kostium liberalnego reformatora i nowej nadziei unii, człowieka, który ma wyprowadzić Francję i Europę z kryzysu. To nieokreślony centrysta i człowiek wypromowany. W jego własnej autobiografii Macron prezentuje się znacznie ciekawiej, jako człowiek o wiele bardziej sceptyczny i zdystansowany, szczególnie do pomysłów ideologicznych. Nawet o Unii Europejskiej myśli raczej w wymiarze ściśle politycznym, a nie utopijnym. W swoim ostatnim wystąpieniu przed Zgromadzeniem Narodowym ukazał się jako także gotowy do starcia i radykalnych posunięć. Partia Socjalistyczna już ogłosiła, że Macron może być zagrożeniem dla demokracji. Dziś zakłada on nowe szaty. Wspólnie z Trumpem odwiedzili grup Napoleona Bonaparte, a 14 lipca będą przyglądać się wielkiej paradzie wojskowej.  

Macron sięgnął po ceremoniał i pompę. Stara się on balansować między różnymi, czasami zwyczajnie sprzecznymi, potrzebami i oczekiwaniami Francuzów, którzy chcą z jednej strony zmian, ale jednocześnie
są przywiązani do narodowych symboli i poczucia wielkości. Goszczenie amerykańskiego prezydenta jest też częścią tego spektaklu. Macron może przemieniać się na naszych oczach z „młodego reformatora” w „króla Francji”, jednak to dalej jest kostium. Trump jest postrzegany jako człowiek nieprzewidywalny, co daje mu znacznie większa swobodę działania. 

Jeśli Trump wraz z Macronem traktuje obecną wizytę jako początek zmiany w relacjach obu krajów, to przeszkodą na drodze do tego nie jest takie lub inne przekonanie prezydenta Francji, lecz w dużej mierze elit francuskich  i francuskiego społeczeństwa. Wprawdzie większość badanych w sondażach Francuzów pogodziło się z obecnością Trumpa 14 lipca, nie zmniejszyło to jednak fali krytyki pod adresem Macrona. Ani skali protestów. Co może realnie zdziałać nowy prezydent Francji?

Nawet Sarkozy, ze swoim deklarowanym proamerykanizmem, nie zmienił zasadniczo, ani kierunków polityki zagranicznej Paryża, ani w jakiś znaczniejszy sposób nie przybliżył go do Waszyngtonu. Macron kieruje Francją pozostającą w o wiele gorszej kondycji społecznej i gospodarczej,  a jego stopień uzależnienia od Niemiec de facto wiąże mu ręce. Jeśli wsparcie dla pomysłów budowania osobnego budżetu Eurostrefy przez kanclerz Merkel będzie dalej przez nią podtrzymywane (po wyborach w Niemczech) to możliwości manewrowe Macrona zostaną jeszcze bardziej ograniczone, gdyż uzależni to reformy wewnątrz Francji od powodzenia nowego projektu. 

Ponad tymi tematami, które ewidentnie dzielą obu prezydentów – a najbardziej oczywiste z nich to tematy: zmian klimatycznych i globalizacji - to w kwestiach bezpieczeństwa, walki z terroryzmem obu więcej łączy niż dzieli. Obaj także, choć wyrażają to w trochę innym języku, postrzegają Zachód jako znajdujący się w stanie kryzysu. Jednak dla Trumpa to bardziej kryzys zasad, zaś dla Macrona „wiary”. Różni ich od kanclerz Merkel, dla której to przede wszystkim zła wola innych i egoizm jest głównym problem europejskiego kryzysu.

Z perspektywy Waszyngtonu sojusznik musi wnosić coś do bezpieczeństwa USA lub posiadać ważne polityczne atuty. W przypadku Francji jest to fakt, że pozostaje ona jedynym krajem, który ma możliwość samodzielnie, przeciwstawiać się Berlinowi. Dlatego umocnienie Francji jest dziś w interesie USA. Drugim ważnym atutem Paryża to istotna w dalszym ciągu rola Francji w Afryce Zachodniej. W czerwcu Macron uczestniczył w szczycie pięciu krajów Sahelu, gdzie wsparł inicjatywę powołania międzynarodowych jednostek militarnych pod auspicjami ONZ (12 tys. ludzi), mających brać udział w operacjach antyterrorystycznych. Jednostki te są finansowo wspomagane przez UE i Francję, mają też współdziałać ze stacjonującymi  w Mali od 2013 roku oddziałami francuskimi. Marcon kontynuuje więc politykę poprzedników, która czyni z Francji głównego rozgrywającego w tym regionie. 

Paradoksalnie więc dla Macrona sojusz z Ameryką Trumpa może być z czasem coraz bardziej istotny, szczególnie gdy pozycja Francji w Europie nie powróci (a tak się samoistnie nie stanie) do dawnej pozycji, a wewnętrzne reformy okażą się napotykać nieprzekraczalne problemy. Między ideologicznym liberalizmem Macrona a celami jaki sobie stawił, które wymagają bardzie autorytatywnego podejścia, już rysują się znaczne rozbieżności. Sam Macron stwierdził, że postrzega rolę Francji jako odnowiciela relacji transatlantyckich.

Łazarz Grajczyński

http://radiopoznan.fm/n/KuncKW
KOMENTARZE 0