Ciężko chory dwulatek przebywa w angielskim szpitalu, lekarze zdecydowali o odłączeniu go od aparatury tlenowej. Chłopiec jest ciężko chory, lekarze się poddali, ale rodzice chcą o niego walczyć. Uważają, że można go uratować. Dziś na placu Wolności ludzie zapalali znicze, przynosili maskotki, mieli też transparenty z hasłem "Życie to skarb".
- Rodzice właściwie od samego początku musieli toczyć bój o to, żeby ta opieka cały czas była, żeby chłopiec mógł dalej żyć. Wydaje mi się, że to jest takie przebudzenie poznaniaków, że sumienia im nie dały spokoju. Mam nadzieję, że ten chłopiec zostanie uratowany, wierzę w to, że on może zostać uzdrowiony. Przyszedłem tu zamanifestować z prostego powodu - nie zgadzam się na tak głęboką ingerencję państwa - w tym przypadku angielskiego - i decydowanie o tym, co rodzina może robić ze swoim dzieckiem.
Jeszcze nie wiadomo, czy będą kolejne manifestacje wspierające chorego chłopca. Uczestnicy mówią, że spotkania odbywają się spontanicznie i wynikają z potrzeby serca.