Według uczestników dyskusji, zwłaszcza w środowisku akademickim brakuje większej liczby żeńskich nazw. Na przykład w języku francuskim jest ich dwa razy więcej – mówi dr Patrycja Krysiak z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Dzisiaj nazwy żeńskie tworzymy za pomocą sufiksu „-ka”. Nazwy tworzone w ten sposób nie zawsze nam się podobają. Są tutaj różne ograniczenia. My w języku polskim nie mamy alternatywy, natomiast w języku francuskim jest tego dużo więcej.
Zdania co do wprowadzania do języka kolejnych takich form są wśród językoznawców podzielone. Według części z nich, proces ten jest sztuczny. Mówi prof. Stanisław Mikołajczak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Może być forma, która jest zgodna z regułami słowotwórczymi języka, ale równocześnie ludzie tak nie mówią. Tych procesów w zasadzie się nie da przyspieszyć. One są sztucznie przyspieszane. Związane z tymi ruchami feministycznymi takie wymuszanie przez jedną grupę zmian może wywoływać opór społeczny i wręcz działać przeciwstawnie. Pewne formy się być może przyjmą, bo zmiany w feminatywach zachodziły.
Obie strony sporu zgodnie wskazują, że kwestia wprowadzania kolejnych feminatywów jest powiązana ze światopoglądem. - To nieuniknione – mówili prelegenci.
A co z górniczkami? Dlaczego nikt nie grzmi, że tam panuje potworna wręcz dominacja mężczyzn. Jak tak można?!! Górniczki i hutniczki - ujawnijcie się! Wzywam was! Walczcie o równe parytety i w tych zawodach! Wzywam was pilotki, czołgistki i marynarki! Niech parytet będzie parytetem. Do was wołam stolarki, ślusarki, betoniarki i kierownice! Nie dajcie samcom tej satysfakcji! Ujawnijcie się i przyciągnijcie do tych zawodów inne kobiety. Niech górnik nie zarabia więcej niż górniczka, a kierowca więcej niż kierownica!