W ocenie Wojciecha Andrusiewicza nie było ryzyka, że przyjęta do szpitala 26-letnia pacjentka jest zarażona wirusem, tymczasem wszczęto procedurę, która obowiązuje wówczas, gdy takie podejrzenie istnieje. Ministerstwo rozpoczęło kontrolę i czeka na wyjaśnienia szpitala w tej sprawie.
Chodzi o nagranie, które pojawiło się w sieci. 26-letnia pacjentka szpitala w Krotoszynie nagrała osobistą relację dotyczącą jej doświadczeń z pobytu w placówce. W nagraniu podkreśla, że nie wini personelu, który - jak mówi - stanął na wysokości zadania. Jej zdaniem zawiodły procedury. Pacjentka zarzuca, że musiała długo czekać na wyniki badań, bo "Laboratorium w Warszawie, do którego trafiły próbki jest czynne tylko go godz. 15.00. "Po godzinie 15 koronawirus ma wolne, spędza czas z rodziną" - ironizuje na nagraniu pacjentka. To nieprawda - odpowiada rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz.
- Jeszcze do niedawna Laboratorium Państwowego Zakładu Higieny było czynne do godz. 22.00 "a od kilku dni jest czynne całą dobę 7 dni w tygodniu"
- wyjaśnia rzecznik ministerstwa.
Zdaniem Wojciecha Andrusiewicza szpital popełnił błąd, bo zakwalifikował pacjentkę jako podejrzaną o zarażenie koronawirusem. Kobieta przebywała we Włoszech trzy tygodnie temu, a wytyczne Głównego Inspektora Sanitarnego mówią o 14-dniowym okresie wylęgania wirusa. W tym przypadku pacjentka nie powinna być zakwalifikowana jako podejrzana o zarażenie tym wirusem - podkreśla rzecznik.
W jego ocenie kobieta nie powinna w ogóle trafić do izolatki. Wyniki badań nie potwierdziły obecności koronawirusa u 26-latki.
Kobieta czuje się lepiej. Pozostanie jeszcze w szpitalu, ale bez konieczności przebywania w izolatce. Rzecznik szpitala Sławomir Pałasz uważa, że personel postępował zgodnie z procedurami, bowiem pacjentka podróżowała nie tylko do Włoch, ale później także do Stanów Zjednoczonych. Miała styczność z innymi osobami, choćby na lotniskach, dlatego szpital zastosował procedury dotyczące osób z podejrzeniem wystąpienia koronawirusa.
AKTUALIZACJA g.20 30
Kolejny specjalista podważa wersję pacjentki krotoszyńskiego szpitala. Anna Morawska oprócz procedur oskarżyła też laboratorium badające próbki o opieszałość....
Do sprawy odniósł się Główny Inspektor Sanitarny MSWiA Marek Posobkiewicz. W poście opublikowanym na Facebooku poddał w wątpliwość wersję 26-latki.
Jego zdaniem, pacjentka nie powinna być w ogóle zakwalifikowana jako przypadek podejrzany, a decydujący był odległy czas od jej powrotu z Włoch. Marek Posobkiewicz dementuje także informacje, że pacjentka miała "jednoznaczne objawy" zarażenia koronawirusem, o czym sama mówi w nagraniu. Według urzędnika, nie ma czegoś takiego jak "jednoznaczne objawy koronawirusa", a opisywane przez Annę Morawską objawy są niespecyficzne i mogą świadczyć o wielu schorzeniach.
Odnosząc się do rzekomego długiego czasu oczekiwania na wyniki badań Anny Morawskiej, która oświadczyła na nagraniu, że laboratorium czynne jest tylko do godziny 15 00, Marek Posobkiewicz odsyła do komunikatu Państwowego Zakładu Higieny, z którego wynika, że próbki przyjmowane są całodobowo przez 7 dni w tygodniu.
Dlaczego więc Anna Morawska czekała na rezultaty badań 4 dni? Marek Posobkiewicz również w komunikacie każe szukać odpowiedzi. Czytamy w nim, że czas od wpłynięcia próbki do wydania wyniku zależy między innymi od "kolejnych rezultatów analiz uzyskiwanych w procesie diagnostycznym" co może oznaczać, że pacjentka czekała na wyniki dłużej, bowiem na kolejnych etapach badania okazywało się, że nie jest zarażona koronawirusem. O tym, że procedurom nie podołał szpital mówił w Sejmie minister zdrowia Łukasz Szumowski. W placówce zarządzono kontrolę.