Zdaniem prokuratury dwaj lekarze niewłaściwie zajęli się wielokrotnie ranionym przez nożownika 20-letnim Patrykiem G. Mężczyzna po kilku godzinach zmarł. Według śledczych - gdyby nie zaniedbanie lekarzy, ranny miałby szanse na przeżycie.
Do ataku nożownika na 20-latka doszło w lipcu 2012 roku na ul. Mickiewicza, nieopodal Szpitala im. Raszei. Dlatego właśnie tam zawiózł rannego Patryka świadek, przejeżdżający samochodem. Dyżur pełnił Marcin S., lekarz będący dopiero w trakcie specjalizacji z chirurgii. Według prokuratury za późno zrobił drenaż rannemu i za późno powiadomił chirurga, pełniącego dyżur pod telefonem - Rafała Sz. On z kolei - zdaniem prokuratury - zaniechał otwarcia klatki piersiowej rannego.
Jak mówi matka zmarłego Hanna Głogińska jej syn umierał i nikt mu nie pomógł. - Z opinii biegłych wynika, że prawidłowo udzielona pomoc medyczna dawałaby mu zdecydowanie większe szanse na przeżycie. Dlatego walczymy o sprawiedliwość - mówi mecenas Marek Siudowski - i o odszkodowanie - bo sytuacja matki po śmierci syna znacznie się pogorszyła, kobieta straciła pracę i została eksmitowana.
Szpital utrzymuje, że lekarze dopełnili swoich obowiązków i zrobili wszystko by ratować pacjenta. Obu oskarżonym grozi maksymalnie rok więzienia.