Prezes urzędu domagał się unieważnienia umowy na zaprojektowanie wnętrz stadionu. Twierdził, że miasto powinno ogłosić przetarg, a nie dać zlecenie z wolnej ręki architektowi stadionu.
Według sądu, miasto mogło dać zlecenie z wolnej ręki, bo liczył się czas. - Powierzenie zaprojektowania wnętrz temu samemu architektowi, który tworzył bryłę zewnętrzną stadionu, było - w ocenie sądu - logiczne i uzasadnione. Ryzyko zaś zatrudnienia innego podmiotu było zbyt duże. Na to ryzyko miasto nie mogło sobie pozwolić - mówiła sędzia Monika Prusinowska.
Według biegłej, gdyby prace wykonywał inny projektant, budowa mogłaby się przedłużyć nawet o pół roku, a koszty wzrosnąć o 400 tysięcy złotych. - Gdyby nie udało się zorganizować EURO w terminie, to odium spadłoby na miasto i to miasto poniosłoby nie tylko szkodę materialną, ale także szkodę wizerunkową. To byłą sytuacja taka, że trzeba było działać szybko i miasto Poznań zadziałało szybko - dodała sędzia.
- Cieszę z takiego rozstrzygnięcia. Uważam, że sąd postąpił mądrze. Rozważył z jednej strony przepisy, a z drugiej strony dobro lokalnej społeczności i interes miasta - skomentował wyrok pełnomocnik architekta stadionu Tomasz Przybecki.
Sąd wskazywał też, że Urząd Zamówień Publicznych zakończył kontrolę w tej sprawie w marcu 2010 roku, a pozew złożył do sądu dopiero po dwóch latach, na trzy miesiące przed EURO. Sąd ocenił to negatywnie i pytał, czemu i komu ten pozew miał służyć. To można interpretować jako "nadużycie prawa" - stwierdziła sędzia.
Wyrok nie jest prawomocny. Pełnomocnik prezesa Urzędu Zamówień Publicznych po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem zdecyduje, czy zaskarży decyzję sądu.