Rezerwat przyrody Sokółki sąsiaduje z polami rolników. Koło myśliwskie - żeby ograniczyć szkody, które sarny wyrządzały na polach - ogrodziło rezerwat płotem. Ale to nie pomogło. Sarny przeskakują przez ogrodzenie, a po drugiej stronie rezerwatu są atakowane przez wałęsające się psy. Mieszkańcy znaleźli już 12 martwych saren.
Nadleśniczy i jednocześnie łowczy z Koła Łowieckiego Drop w Kazimierzu Biskupim Jerzy Pulcer przyznaje, że koło nieświadomie przyczyniło się do drastycznych wydarzeń. - Wieczorem widać czarne punkciki na śniegu. To zbierają się psy. One osaczają sarny, a sarny uciekając, wpadają na ogrodzenie i to jest ich koniec. Należałoby zlikwidować problem, przez który giną sarny, czyli psy.
Łowczy wyjaśnia, że trudno wyegzekwować od właściciel psów, żeby trzymali je w gospodarstwach. Jedyny ratunek dla saren, to likwidacja ogrodzenia mówi Jerzy Pulcer i obiecuje, że tak właśnie będzie.