Książka opowiada o historii z maja 1947. Wtedy to na dworcu kolejowym w Lesznie w obronie uprowadzonej przez czerwonoarmistów Polki - Zofii Rojuk - stanęli polscy żołnierze, kolejarze, milicjant i krawiec.
Doszło do zbrojnego starcia żołnierzami Wojska Polskiego z czerwonoarmistami. W jego wyniku zginęło trzech żołnierzy sowieckich, pięciu zostało rannych.
Stalinowski sąd w odwecie trzech polskich żołnierzy skazał na rozstrzelanie, pozostali Polacy trafili do więzienia.
- To była wyjątkowa historia w skali Polski - mówi Krzysztof Kaźmierczak.
Poznański dziennikarz przyznaje, że w tamtym czasie dochodziło do podobnych potyczek. Żołnierze sowieccy strzelali, a polscy milicjanci czy żołnierze używali broni przeciwko nim.
- Ale to były spontaniczne działania pod wpływem alkoholu czy w wyniku np. różnych utarczek - podkreśla.
Zdaniem Krzysztofa Kaźmierczaka w przypadku Leszna można mówić o jedynej takiej potyczce, w trakcie której oddział Wojska Polskiego w sposób zorganizowany, zaplanowany, regularny i świadomy wystąpił przeciwko żołnierzom Armii Czerwonej. Według niego takiej sytuacji w powojennej Polsce nie było.
Cztery lata temu władze Leszna na dworcu odsłoniły tablicę poświęconą pamięci Polaków, którzy stanęli w obronie Zofii Rojuk. Krzysztof Kaźmierczak ustalił, że czerwonoarmistom oddał ją za wódkę jej mąż.