Prezes stowarzyszenia Artur Łazowy twierdzi, że dostał od anonimowej osoby dokumenty, w których przeanalizowano pracę doktorską Piotra Głowskiego. Główny zarzut jest taki, że nawet kilkadziesiąt procent pracy może być plagiatem.
Że znaczące treści zawarte w pracy nie są jego autorstwa, pochodzą z innych źródeł. On to bardzo wyraźnie wskazuje, podaje stronę, skąd jest konkretny akapit, zdanie, które pochodzi z innych książek i materiałów. Także można powiedzieć tak po chłopsku, skąd to zostało przepisane.
Prezydent Piły Piotr Głowski, obecnie też kandydat KO do Sejmu, twierdzi , że zarzuty są bezzasadne, a cała sprawa ma charakter polityczny.
Ja od dwudziestu lat zajmuje się teorią klastrów i foresightem. Informacje, na które powołuje się pan Łazowy są z 2020 roku. Więc może być tak, że to mnie ktoś (w danej książce, artykule naukowym — przyp. red) zacytował, co jest oczywiste, bo jest to dość wyjątkowy fragment nauki. Dodam jeszcze, że w tamtym czasie, zrobiliśmy też coś, co nie było wymagane prawem, przepuściliśmy moją pracę przez program antyplagiatowy.
Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu niebawem powoła specjalną komisję, mającą wyjaśnić ewentualne nieścisłości i nieprawidłowości w pracy doktora Głowskiego. Jeśli okazałoby się, że praca jest plagiatem, może to się skończyć odebraniem tytułu.