NA ANTENIE: LOVE IS A SHIELD/CAMOUFLAGE
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Jądro ciemności

Publikacja: 27.12.2018 g.09:11  Aktualizacja: 27.12.2018 g.09:16
Poznań
Mały urzędnik na obrzeżach wielkiego imperium zostaje wydany na pastwę ludzkiego szaleństwa. Takie studium oglądamy w międzynarodowej produkcji pod tytułem "Zama", wyreżyserowanej przez Lucecię Martel.
Lukrecia Martel Zama - Materiały prasowe
/ Fot. Materiały prasowe

Film przemknął u nas przez kina z końcem wakacji, teraz gdy przeszedł do obiegu wideo, możemy mu poświęcić nieco więcej czasu. Czasownika "poświęcić" nie używam przypadkowo to nie jest film, który ogląda się jednym okiem w trakcie domowych ceremonii. Domaga się skupienia, absorbuje całą uwagę. Jest z gatunku tych kontemplacyjnych. Jak nie przymierzając kanoniczne dzieło o szaleństwie drobnego funkcjonariusza na wysuniętej placówce - "Jądro ciemności" (1899) Josepha Conrada. Pamiętamy, jaką wizualną operę wykroił z tego Francis Ford Coppola w "Czasie Apokalipsy" (1979). A tego demonicznego urzędnika zainscenizował - pokazywany w głębokim cieniu i od tyłu, ale tym bardziej niepokojący - Marlon Brando. 

W filmie "Zama" tonacja nie jest tak katastroficzna. Mamy wiek XVIII. Oto asesor koronny, sędzia Don Diego de Zama - niegdysiejszy pacyfikator Indian, teraz nadzorca w kolonii wielkiego imperium. Dla tegoż imperium cenny, ale tylko wtedy, gdy działa gdzieś tam na mglistych obrzeżach. Tak daleko, że ledwo się pamięta, że gdzieś tam na wysuniętym posterunku ktoś taki strzeże interesów imperium. Z punktu widzenia Zamy Montevideo to jest metropolia, a Madryt to już mgła.

Ceremonia znaczy godność

Lubi słyszeć, jak mu powtarzają, że "dźwiga brzmię białego człowieka", ale to brzemię ciąży mu coraz bardziej. Od roku już nie nadchodzą pieniądze z centrali. Urzędnicy gubernialni nie tyle żyją, co walczą o przetrwanie. Aby nie popaść w zupełne szaleństwo uprawiają drobne paranoje. A poza tym zachowują procedury, ceremonie, zwyczaje, jak by prosperowali na królewskim dworze. Sam Zama chadza w urzędowym mundurze, w peruce, przy szabli, choć mieszka w chałupie z gliny. Podobnie damy - w spiętrzonych perukach, wykwintnych sukniach, z wachlarzami. Tyle że mieszkają w lepiankach. Ale kiedy idą z wizytą, zachowują się jak damy dworu. Pozór, umowa, szyk pozwalają im zachować poczucie godności. Płacą za to wysoką cenę - w tych sukniach, w tych zwałach materiału musi im być w klimacie południowoamerykańskim potwornie niewygodnie i gorąco.

Monotonia, płaskość, codzienność

Wszystkich ich szaleństwo dopada niezauważenie, bez ostrzeżenia. Zaczynają mówić do siebie, słyszą głosy, rozmawiają sami z sobą. Wybuchają konflikty o byle co, a właściwie o nic, ot tak, by rozładować poczucie pustki i bezczynności. Wszyscy plączą się w tych przedawnionych procedurach nie bacząc, że to wszystko puste gesty. Ktoś im mówi, że żyją jak pewien gatunek ryb, które pływają w kółko tam i z powrotem przez całe życie, bo boją się, że woda pewnego dnia wyrzuci je na brzeg. Ale kto to mówi - jakiś tubylec, ich głos wewnętrzny? Bo tu się wszystko przemieszało. Cywilizacja odległej Hiszpanii - wówczas szczytowa w skali świata - przeplata się z obrzędami i wierzeniami miejscowych. Słudzy chodzą półnadzy, ale w dworskich kaftanach i w znoszonych do szczętu perukach. Lama wchodzi do gabinetu gubernatora wprost z podwórka, kiedy tylko ma na to ochotę. Nikt się temu nie dziwi, nikomu to nie przeszkadza. O świecie dowiadują się z gazet, którymi owinięto towary nadesłane z Buenos Aires. Czas właściwie nie płynie, raczej stoi w miejscu, jak by się powtarzał, płynął w kółko. Nic dziwnego, że Don Diego raz po raz zatrzymuje się, zawiesza, wyłącza, nawet w środku dostojnej salonowej konwersacji. Marzy o śniegu, który jakoś zaznaczałby odmianę, choćby przez następujące po sobie pory roku. A tu nawet w przyrodzie monotonia i płaskość.

Korozja, opadanie, zanikanie

Żona i dzieci są daleko, on ciągle w misji. Ona raz po raz pisze, domaga się powrotu, a on czeka na pismo od króla, które wreszcie przywoła go z powrotem do ojczyzny. W myślach układa listy, które mają uspokoić ją, ale uspokajają wyłącznie samego Zamę. Bo jego prośby nikogo nie obchodzą. Poza tym nawet jeżeli gubernator wyśle pierwszy list w jego sprawie, to jeszcze niczego nie zmieni, ponieważ król zwykł odpowiadać dopiero na drugi list w tej samej sprawie. Ale jeżeli wysyłanie drugiego listu przewlecze się podobnie jak pierwszego... Mało tego, pod byle pretekstem przesuwają go do gorszej kwatery, która przypomina stajnię. To jeszcze jeden sygnał, że po prostu nie jest ważny, że się nie liczy. To nawet nie degradacja, to powolna korozja, opadanie, zanikanie.

To wszystko wydarzyło się dawno, na skraju świata. Ale przypadek Don Diego de Zamy to przypadek każdego, komu świat nie poświęcił dostatecznie wiele uwagi, odsunął na margines i tam pozostawił. Na zawsze.

Wiesław Kot

Zama (2018), reż. Lucrecia Martel, prod. Argentyna, Francja, Holandia, Hiszpania, USA, wyst.: Daniel Giménez Cacho, Lola Dueñas, Rafael Spregelburd

http://radiopoznan.fm/n/t0tOWq
KOMENTARZE 0