NA ANTENIE: JESTES LEKIEM NA CALE ZLO/KRYSTYNA PRONKO
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

"Prochy rzucone na wiatr"

Publikacja: 07.03.2017 g.12:49  Aktualizacja: 08.03.2017 g.12:51
Poznań
Recenzja płyty "Oxygene 3" Jeana-Michela Jarre’a,
oxygene 3
/ Fot.


Na początku lat 70. muzyka elektroniczna nie istniała w takim rozumieniu, w jakim obecnie jest definiowana. Instrumenty służące do jej tworzenia nie były nawet uznawane za pełnoprawne narzędzia artystycznego wyrazu. Truizmem byłoby również przypominać, że ich techniczne możliwości i wysokie ceny pozostawiały dużo do życzenia. Zaangażowanie się w projekt oparty jedynie na brzmieniach syntezatorów, który nie dawał gwarancji sukcesu ani rozpoznawalności wymagał odwagi i zdecydowania. Nie przeszkodziło to jednak wizjonerom pokroju Kraftwerk i Jean-Michela Jarre’a w nagrywaniu pionierskich płyt determinujących kierunki rozwoju tego gatunku muzyki przez kolejne dziesięciolecia.

Pomimo wcześniejszych, udanych przecież, dzieł Jarre’a to właśnie „Oxygene” z roku 1976 przyniosło międzynarodowy rozgłos artyście. Wraz z premierą albumu ukonstytuowała się i okrzepła europejska scena elektroniczna – gatunek o olbrzymich tradycjach i niepodważalnej (chociaż nie zawsze tak było) wartości artystycznej. „Oxygene”, zresztą ku zaskoczeniu samego Jarre’a, stał się fundamentem do którego swoje cegiełki dokładały całe pokolenia późniejszych twórców. Czy więc potrzebne są kolejne wariacje na temat dzieła skończonego, od dawna kształtującego kanon i cieszącego się zasłużonym kultowym statusem? Najpierw „Oxygene 2” z roku 1991 oraz najnowszy, opublikowany w grudniu 2016 roku „Oxygene 3” nie roszczą sobie wcale praw do poprawiania oryginalnej płyty. Są jedynie dopełnieniem historii, rozwinięciem koncepcji. Mówiąc inaczej: kolejnymi tomami tej samej opowieści. I chociaż są to tomy wyraźnie odstające poziomem od oryginału, to jednak zasługują na uwagę każdego słuchacza inteligentnej muzyki elektronicznej.

O kształcie trzeciego albumu zadecydował przypadek. W trakcie prac nad jednym z najważniejszych i najbardziej skomplikowanych projektów w karierze Jarre’a, albumem „Electronica” powstał utwór, jak twierdzi sam autor, wyjątkowy: przestrzenny, przepełniony duszą i tajemniczością. Tyle, że zupełnie nie pasujący do wówczas przygotowywanej muzyki. Trafił więc do archiwum a Jarre kontynuował pracę nad oczekiwaną już płytą. A jednak historia wspomnianego utworu wcale się nie zakończyła. Wraz z nadciągającym wielkimi krokami czterdziestoleciem pierwszego wydania „Oxygene” muzyk postanowił zrobić coś więcej, niż tylko uczcić oryginalne kompozycje remiksami. Zamiast tego, podjął się nagrania kolejnej inkarnacji „Oxygene”, którego podstawę i punkt wyjścia stanowić miał przygotowany wcześniej, właśnie w trakcie sesji do „Electronica”, utwór „Oxygene Part 14”. Wyjątkowość płyty podkreślać miały odgórne założenia ograniczające, do pewnego stopnia, spektrum technicznych możliwości oferowanych przez współczesne instrumenty. Dzięki temu płyta miała jak najwierniej odzwierciedlać proces, który doprowadził w przeszłości do powstania pierwszego „Tlenu”. Najnowsze wcielenie „Oxygene” powstać miało podobnie jak jego pierwowzór a więc w ciągu zaledwie kilku tygodni intensywnej pracy oraz za pomocą tych samych instrumentów, które spowodowały, że „Oxygene” zapisał się w historii muzyki. Ambitne początkowe plany nie doczekały się jednak realizacji a muzyk odszedł w końcu od założeń, które mogły zaowocować dziełem intrygującym. Muzyka, którą otrzymaliśmy to jednak nadal dzieło noszące wyraźne znamię lat siedemdziesiątych chociaż nowoczesne pod względem aranżacji. Album, dopełnia dotychczasowe artystyczne poszukiwania Jarra ale ich bynajmniej nie przyćmiewa.

Trzeba zaznaczyć, że o ile „Oxygene 3” z całą pewnością ustępuje genialnemu pierwowzorowi to jego podrzędność względem „Oxygene 2” może już być kwestią dyskusji i przejawem osobistych preferencji słuchacza. Uważam jednak, że spośród trzech opublikowanych części, „Oxygene 3” jest najmniej emocjonalnie zaangażowana. W nowych kompozycjach Jeana-Michela Jarre’a da się wyczuć nutkę nieszczerości, element wskazujący na wymuszone korzenie ich powstania. Co najbardziej jednak zwraca uwagę to niezdecydowanie Jarre’a czy chce przygotować płytę nowoczesną, wizjonerską czy nostalgiczną, znamionującą powrót do dawno minionych lat w muzycznej karierze Francuza. Wydaje się wręcz, że Jarre chciał równocześnie osiągnąć oba cele, co oczywiście nie było możliwe. Każda z płyt Jarre’a to płyta koncepcyjna, chociaż w dość niekanonicznym rozumieniu tego terminu. Dlatego też nieuczciwym jest rozpatrywanie poszczególnych kompozycji z osobna. Tyle, że w przypadku „Oxygene 3” to właśnie kompozycje a nie nastrój związany z odsłuchem całości zapisują się w pamięci. O ile bowiem wspomniany już skomplikowany i nieoczywisty „Oxygene Part 14” oraz niezwykle melodyjny „Oxygene Part 17” nawiązują do najlepszych wzorców obu poprzednich albumów, to według mnie płyta jako całość zawodzi. Co nie znaczy, że nie jest warta uwagi – po prostu wymagania jakie stawia się kolejnym albumom Jarre’a są na tyle wyśrubowane a oczekiwanie na tyle rozbudzone, że niemożliwym jest, aby wszystkie je znalazły urzeczywistnienie w nowej muzyce. A jednak, mam wrażenie, że Jarre sam wyraźnie zdaje sobie sprawę, że dzieło jego życia dawno już zostało nagrane. O ostatnim utworze na albumie Jean-Michel Jarre mówił: „jest jak zgaszona zapałka lub prochy rzucone na wiatr”. Być może więc nie warto po raz kolejny rozpalać tego samego ognia. Tym bardziej, że zapałek w kieszeni Jarre’a, jak się wydaje, nie zostało już chyba zbyt dużo.

Jakub Kozłowski

http://radiopoznan.fm/n/nZX2p2
KOMENTARZE 0