NA ANTENIE: HAPPY/PHARRELL WILLIAMS
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

27. rocznica legendarnego meczu Lecha

Publikacja: 25.10.2017 g.15:31  Aktualizacja: 05.12.2017 g.06:48
Poznań
25 października 1990 roku na stadionie przy ulicy Bułgarskiej Lech Poznań pokonał Olympique Marsylia 3:2. To jedno z najlepszych spotkań w historii klubu.
lech olympique marsylia 1990 - Lech Poznań
/ Fot. (Lech Poznań)

Sezon 1989/1990 przyniósł lechitom trzecie w swojej historii mistrzostwo Polski. W tamtym okresie zajęcie pierwszego miejsca w lidze gwarantowało udział w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych, będącym poprzednikiem "czającej" się już na horyzoncie Ligi Mistrzów. Rozgrywki, w których uczestniczyli wyłącznie mistrzowie, odbywały się w systemie pucharowym, co z jednej strony skracało drogę drużyny do finału, lecz z drugiej powodowało, że każdego przeciwnika trzeba było pokonać. 

Lech w poprzednich latach nie miał szczęścia już w pierwszej rundzie, gdy po ambitnej walce odpadał z Athletikiem Bilbao i Liverpoolem. Wydawało się, że przeszkodą nie do przejścia będzie także rosnący w siłę Panathinaikos Ateny z Krzysztofem Warzychą i Józefem Wandzikiem w składzie. Ku zaskoczeniu wielu ekspertów podopieczni duetu Andrzej Strugarek - Jerzy Kopa wygrali w dwumeczu 5:1 i czekali na kolejnego przeciwnika. Ten był już z najwyższej półki.

Potęga tamtego okresu

W dzisiejszym futbolu nazwa Olympique Marsylia jest nieco wyblakłą marką, jednak na początku lat 90. znaczyli mniej więcej tyle, ile obecnie Paris Saint Germain. Drużyna, której prezydentem i sponsorem był Bernard Tapie, była bardzo bogata. W parze z pieniędzmi przyszły także wzmocnienia - nazwiska takie, jak Jean-Pierre Papin, Chris Waddle czy Eric Cantona znał każdy fan futbolu. Ekipę gwiazd prowadziła kolejna gwiazda, być może świecąca najjaśniej. Tapie na stanowisku trenera zatrudnił bowiem aktualnego mistrza świata i legendę niemieckiej piłki, Franza Beckenbauera. Marsylczycy mieli bez problemu sięgnąć po trofeum, a poznaniacy modlić się o najniższy wymiar kary. Rzeczywistość okazała się nieco inna...

Mecz zaczął się jednak zgodnie z planem. Już w 8. minucie fatalny błąd popełniła poznańska defensywa. Kompletnie nieudana pułapka ofsajdowa spowodowała, że droga Laurenta Fourniera przypominała autostradę. Wyjście z bramki Kazimierza Sidorczuka nie pomogło i marsylczycy objęli prowadzenie. Niedługo później piłka znów wylądowała w siatce Lecha, jednak o uznaniu tej bramki nie mogło być mowy. Cantona bowiem zachował się niczym... siatkarz i oburącz wepchnął piłkę. Legendarny później zawodnik Manchesteru United mógł odetchnąć z ulgą, bo nie otrzymał nawet żółtej kartki za to zagranie.

Nierealne staje się realne

Po niemrawym kwadransie Kolejorz przycisnął swojego przeciwnika, który jednak bronił się wyjątkowo szczęśliwie. To szczęście opuściło podopiecznych Beckenbauera w 31. minucie. Z pozoru niegroźne dośrodkowanie Mirosława Trzeciaka sprawiło ogromny popłoch w szeregach Olympique. Piłka odbiła się niemal na linii bramkowej od Damiana Łukasika i na tablicy świetlnej było już 1:1. Jeszcze przed przerwą świetną akcję na skrzydle przeprowadził Trzeciak. Pochodzący z Koszalina zawodnik wystawił piłkę Bogusławowi Pachelskiemu, który wyprowadził Lecha na prowadzenie.

Druga połowa to koncertowa gra mistrza Polski. Bardzo sprytny strzał Dariusza Skrzypczaka z rzutu wolnego sprawił sporo problemów Pascalowi Olmecie. Jeszcze bliżej był Kazimierz Moskal, który zakończył świetną akcję lechitów uderzeniem w słupek. Błysnął także bramkarz Sidorczuk, przerywając głową groźną akcję gości poza polem karnym. Bramka wisiała w powietrzu i ku uciesze kilkudziesięciu tysięcy poznańskich kibiców w końcu padła. Niesamowitym spokojem przed bramką rywali popisał się niespełna 20-letni Andrzej Juskowiak, król strzelców poprzedniego sezonu Ekstraklasy. Już wtedy, jak mówił w telewizyjnej relacji Dariusz Szpakowski, "nierealne stawało się bardziej realne".

Po bramce na 3:1 lechici nieco spuścili z tonu, o czym świadczy gol kontaktowy Chrisa Waddle'a. Trzeba jednak przyznać, że Anglik miał wiele szczęścia, ponieważ podczas oddawania uderzenia ledwie trafił w piłkę. Francuzi chcieli pójść za ciosem, jednak strzały Cantony i Papina lądowały obok bramki. Lechitom udało się zatem sprawić ogromną niespodziankę, która odbiła się echem również w Europie. Po meczu wściekły Beckenbauer docenił występ podopiecznych Strugarka i Kopy oraz zapowiedział walkę o zwycięstwo w rewanżu. Wszystko potoczyło się po myśli Niemca, jednak kto wie, czy większy wpływ na wynik od zawodników miał Tapie oraz... kucharze.

Epilog z oszustwem w tle

Rewanżowe spotkanie zakończyło się porażką Lecha aż 1:6. Kolejorz nie przypominał drużyny z pierwszego meczu, a przyczyną była tajemnicza niedyspozycja większości zawodników. Obecnie powszechną praktyką jest to, że drużyny, szczególnie na spotkania wyjazdowe, zabierają swoich kucharzy oraz jedzenie. Wtedy jednak trzeba było "zaufać" marsylczykom i to najprawdopodobniej tamtejsi kucharze namieszali w posiłkach, serwowanych lechitom. O podobne praktyki Olympique oskarżały inne zespoły, zatem w tej miejskiej legendzie zapewne jest bardzo dużo prawdy.

Lechici odpadli z dalszych rozgrywek w 1/8 finału, jednak pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie oraz sporo zyskali. Zakup praw reklamowych na bandach dookoła boiska kosztowała 100 tysięcy dolarów. Do tego Tapie dołożył spory pakiet sprzętu Adidasa, a sponsor marsylczyków ofiarował klubowi telewizor i magnetowid. Sprzęt ten służył przy Bułgarskiej jeszcze wiele lat. Niesamowite zatem w obliczu tych faktów okazało się zwycięstwo Lecha. Biedny jak mysz kościelna klub pokonał bowiem finansowego potentata. Kilka lat później okazało się, że był to kolos na glinianych nogach. Ale to już zupełnie inna historia...

25 października 1990 roku, 1/8 finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych

Lech Poznań - Olympique Marsylia 3:2 (2:1)

Bramki: Łukasik 31', Pachelski 42', Juskowiak 58' - Fournier 8', Waddle 64'

OM: Pascal Olmeta, Eric Mura, Eric Di Meco, Bruno Casoni, Mozer, Jean Tigana, Laurent Fournier, Chris Waddle, Jean-Pierre Papin, Bruno Germain, Eric Cantona. Lech: Kazimierz Sidorczuk, Marek Rzepka, Czesław Jakołcewicz, Mirosław Trzeciak, Damian Łukasik, Dariusz Kofnyt, Michał Gębura, Dariusz Skrzypczak, Kazimierz Moskal, Andrzej Juskowiak, Bogusław Pachelski

Żółte kartki: Trzeciak - Di Meco, Mura, Fournier

Sędzia: Thornbjoern Aass (Norwegia)

Widzów: ok. 20 000

http://radiopoznan.fm/n/DSUNyD
KOMENTARZE 3
leftt 26.10.2017 godz. 09:16
A za dwa tygodnie 29 rocznica innego legendarnego meczu. Szkoda, że prawie wszystkie te legendarne mecze miały miejsce jesienią.
kibol 25.10.2017 godz. 21:52
W tym sezonie nieniad bjelica tez wprowadzi LP na salony...
stary kibol 25.10.2017 godz. 15:15
to był dobry mecz,ale mi się lepiej podobał mecz z Barceloną,to była dramaturgia starczyło by Araś bądż Pachelski strzelili karnego i Barca z trenerem Criuifem,był by za burtą,wtedy była szansa dojsc do filału,katalonczycy mieli słabych przeciwników po drodze i zdobyli puchar zdobywców pucharów