NA ANTENIE: 11:50 WPP 29 93 BRANDSTEATTER/
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
 

Barca, Cruyff i przeklęte karne. Rocznica słynnego meczu Lecha

Publikacja: 09.11.2017 g.14:00  Aktualizacja: 05.12.2017 g.06:50
Poznań
W czwartek mija dokładnie 29 lat od legendarnego spotkania Lecha Poznań z FC Barceloną.

Rok 1988 kibicowi piłki nożnej kojarzy się przede wszystkim ze znakomitą grą reprezentacji Holandii na Mistrzostwach Europy. Na świecie dominował kolor pomarańczowy, jednak w Polsce rodzimy futbol "mienił się" wyłącznie w różnych odcieniach szarości. Fatalne wyniki reprezentacji, wszechobecna korupcja czy dodawanie i odejmowanie punktów ligowych za wysokie rezultaty nie tworzyły dobrej atmosfery wokół piłki. Chwilowym oderwaniem się od przykrej rzeczywistości były europejskie puchary, w których Górnik, Legia i Lech trafili na potężne firmy - odpowiednio Real, Bayern i Barcelonę.

FC Barcelona - dla kibica nazwa wręcz mityczna. Niewielu jednak wiedziało, że ówcześnie klub z Katalonii przeżywał pewien kryzys. Sezon 1987/88 zakończył na 6. miejscu z ogromną wręcz stratą do odwiecznego rywala, Realu Madryt. Na pocieszenie podopiecznym Luisa Aragonesa "przypadł" Puchar Króla. Szkoleniowiec wraz z końcem sezonu został zwolniony, a klub opuściło aż 13 zawodników - powodem był bunt przeciwko prezesowi Blaugrany, Josepowi Nunezowi. Nowym trenerem została legenda światowego futbolu, Johan Cruyff. "Idzie nowe" - zdawali mówić do siebie kibice Barcelony. Mało kto jednak się spodziewał, że ta drużyna w kapitalnym stylu podbije Europę. Nie wyprzedzajmy jednak faktów...

"Un satan bianco" sprawia sensację

W Lechu również nie było kolorowo. Kolejorz był dopiero dziewiątą drużyną ligi i wyłącznie zwycięstwu w karnych nad Legią w finale krajowego pucharu mogą zawdzięczać grę w Europie. Nowy sezon to również nowy szkoleniowiec (Henryk Apostel), jednak gra jakby wciąż ta sama. Przepustkę do gry z Barceloną dało wymęczone zwycięstwo w dwumeczu z albańskim Flamurtari Wlora (3:2 i 1:0), a i w lidze Kolejorz na dobre utnkął w środku tabeli. Nie dziwiły więc głosy przerażonych kibiców, którzy wręcz modlili się o uniknięcie kompromitacji.

Futbol jednak ma to do siebie, że niejednokrotnie potrafi zaskakiwać. Pierwsze spotkanie na ogromnym, choć niezbyt wypełnionym Camp Nou, wcale nie przebiegało pod dyktando gospodarzy. Owszem, podopieczni Cruyffa mieli sporo sytuacji (Czesław Jakołcewicz wspomina, że wybijał piłkę z linii bramkowej przynajmniej cztery razy), jednak lechici bardzo mądrze i szczęśliwie się bronili. Barcelona do przerwy prowadziła po dość przypadkowym karnym, jednak w drugiej połowie do siatki trafił zawodnik Lecha - "un satan blanco", jak został nazwany przez Zbigniewa Kumidora w pomeczowej korespondencji dla "Piłki Nożnej" Bogusław Pachelski. Poznaniacy sprawili w Hiszpanii sporą niespodziankę i zapewne po cichu liczyli na jeszcze większą sensację podczas spotkania przy ulicy Bułgarskiej.

Barcelona w rewanżu po prostu nie mogła już lekceważyć mało znanego rywala zza żelaznej kurtyny. Remis na własnym boisku sprawił, że misja o nazwie "Lech Poznań" z formalności stała się poważnym wyzwaniem. Katalończycy przyjechali do stolicy Wielkopolski już dwa dni przed meczem. Zawodnicy oraz sztab szkoleniowy w dawnym Hotelu Poznań zostali podjęci niczym najważniejsi polityczni dygnitarze - dostępu do nich broniła bowiem brygada antyterrorystyczna. W czasie, gdy piłkarze przygotowywali się do spotkania, nieco inne zajęcie miał Cruyff. Holender nie obserwował jednak piłkarzy Lecha, a postanowił... kupić konia. Do transakcji nie doszło, gdyż Cruyff i właściciel stadniny nie dogadali się finansowo (podobno rozbiło się o 5 tysięcy dolarów). Jeden z celów na ten wyjazd nie wypalił, zatem trener Barcelony nie mógł już sobie pozwolić na kolejne niepowodzenie.

Dominacja jednych i drugich

Stadion przy ulicy Bułgarskiej wypełnił się po brzegi. 35 tysięcy kibiców w zimny, listopadowy wieczór wierzyło w to, że ich ulubieńcy wyeliminują Garego Linekera i spółkę. To właśnie Anglik, będący katem reprezentacji Polski, miał być największym zagrożeniem dla poznańskiej defensywy. Napastnik jednak nie zaistniał na boisku, a wszystko za sprawą świetnej gry Damiana Łukasika. Nie tylko on, ale cały blok defensywny realizował swój plan, który był niemal taki sam, jak w Barcelonie - pewnie i skutecznie w defensywie, a przy nadarzającej się okazji próbować szczęścia w kontrach. Nikt jednak nie spodziewał się, że to Lech będzie dominował i stwarzał sobie więcej okazji, niż utytułowany przeciwnik.

W 31. minucie na skraju pola karnego sfaulowany został Jerzy Kruszczyński. Turecki sędzia Sadik Deda nie miał wątpliwości - jedenastka! Jej wykonawcą był sam poszkodowany, który bez problemu pokonał Andoniego Zubizarretę. Sensacyjne prowadzenie trochę uśpiło zawodników Kolejorza. Siedem minut później nie popisała się linia obrony Lecha, a w sytuacji sam na sam Ryszarda Jankowskiego pokonał Roberto. Remis do przerwy i świetna gra lechitów pozwalały mieć nadzieję, że szalone marzenie może się spełnić.

Druga połowa odmieniła obraz gry. Teraz to Barcelona, jak na faworyta przystało, dominowała i kontrolowała grę. Momentami goście nie schodzili z połowy piłkarzy Lecha. Podopieczni trenera Apostela mogli jednak mówić o sporym szczęściu. "Gra bardzo swobodna, otwarta, z dużą ilością sytuacji bramkowych, partaczona jednak z typową dla Hiszpanów nonszalancją i beztroską" - tak o ofensywnych poczynaniach Blaugrany pisał dla "Piłki Nożnej" zmarły w tym roku Paweł Zarzeczny. Wynik 1:1 oznaczał zatem dogrywkę - bardzo wyrównaną i emocjonującą, jednak bez goli. O awansie do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów miał więc zadecydować konkurs rzutów karnych, który stanie się jedną z największych legend w 95-letniej historii poznańskiego klubu.

Centymetry od euforii

Próba nerwów rozpoczęła się rewelacyjnie dla lechitów, bo strzał Roberto pewnie odbił Jankowski. Kolejne strzały lądowały w siatce, co powolutku przybliżało gospodarzy do zwycięstwa. Na ławce rezerwowych show odgrywał Cruyff, który wypalał kolejne papierosy w zatrważającym tempie. Po jednej z prób wbiegł nawet niemal na środek boiska, lecz im bliżej było końca konkursu, tym częściej próbował uciec do szatni. Apogeum psychologicznej wojny nastąpiło tuż po czwartej serii jedenastek, kiedy to Jarosław Araszkiewicz przestrzelił swojego karnego.

Do piłki podszedł Jose Ramon Alexanko, który spudłował w podobny sposób, jak przed chwilą Araszkiewicz. Turecki sędzia nakazał jednak powtórkę jedenastki, bo załamany napastnik Lecha nie opuścił pola karnego. Hiszpański napastnik otrzymał niespodziewany prezent od losu, lecz... po raz kolejny fatalnie przestrzelił. Los lechitów był zatem w nogach Pachelskiego. - Na treningach Bodek zawsze uderzał w swój prawy róg. Zawsze! I tutaj w ostatniej chwili zmienił - wspominał w 2009 roku na łamach Przeglądu Sportowego Jakołcewicz. Zmianę kierunku strzału wyczuł Zubizarreta, a Pachelski do dziś zastanawia się, dlaczego zdecydował się na uderzenie w inny róg, niż zazwyczaj.

Konkurs trwał dalej, a o zwycięstwie zadecydowała nagła śmierć. Nie pomylił się m.in. Jose Mari Bakero, zdobywający dopiero uznanie na międzynarodowej arenie. Jak wszyscy doskonale wiemy, 22 lat później los ponownie przyprowadzi go do Poznania - tym razem na trochę dłużej. Do bramki trafił też Marian Głombiowski oraz Aloisio. Z ogromnym wyzwaniem jako dwunasty musiał zmierzyć się Łukasik. "Co ma być, to będzie" - mieli powiedzieć koledzy do obrońcy przed jego próbą. Wziął długi rozpęd i uderzył piłkę w innym kierunku, niż rzucił się Zubizarreta. Niestety, strzał wylądował na poprzeczce. Piękna historia w tym momencie dobiegła końca.

"Żal..."

Lech miał być tylko przystankiem dla Barcelony w drodze po Puchar Zdobywców Pucharów. Okazał się jednak najtrudniejszą batalią w walce o trofeum, po które Katalończycy ostatecznie sięgnęli. Oglądając nagrania z tamtych spotkań można odnieść wrażenie, że zawodnicy z Hiszpanii najbardziej cieszyli się nie po finałowym meczu, a w Poznaniu po ponad 200 minutach niezwykle wyrównanej rywalizacji.

A piłkarze z Poznania? Pomimo ostatecznej porażki zaprezentowali bardzo mądrą i uważną grę na tle utytułowanego rywala. Dzięki dyscyplinie i ogromnemu zaangażowaniu w tym pojedynku byli o krok od sprawienia ogromnej sensacji. Już od 29 lat kolejne pokolenia kibiców zastanawiają się, co by było, gdyby Pachelski czy Łukasik wykorzystali swoje jedenastki. Wciąż też ciśnie się na usta jedno słowo, które najlepiej podsumowuje ostateczne rozstrzygnięcie tej rywalizacji - żal...

9 listopada 1988 roku, Poznań, 1/8 finału Pucharu Zdobywców Pucharów

Lech Poznań - FC Barcelona 1:1 (1:1), 4:5 w rzutach karnych

Bramki: Kruszczyński 31' (karny) - Roberto 38'

Lech: Ryszard Jankowski - Marek Rzepka, Czesław Jakołcewicz, Damian Łukasik, Andrzej Słowakiewicz - Jerzy Kruszczyński, Piotr Romke (73' Marian Głombiowski), Dariusz Kofnyt (84' Przemysław Bereszyński), Ryszard Rybak - Bogusław Pachelski, Jarosław Araszkiewicz. Trener: Henryk Apostel

Barcelona: Andoni Zubizarreta - Ricardo Serna, Aloisio, Luis Milla, Luis Lopez Rekarte - Francisco Carrasco (77' Ernesto Valverde), Eusebio, Jose Mari Bakero, Roberto Fernandez - Txiki Beguiristain, Gary Lineker (108' Jose Ramon Alexanko). Trener: Johan Cruyff

Rzuty karne: 0:0 Roberto (Jankowski broni), 1:0 Kruszczyński, 1:1 Beguiristain, 2:1 Jakołcewicz, 2:2 Valverde, 3:2 Rzepka, 3:3 Eusebio, 3:3 Araszkiewicz (pudło), 3:3 Alexanko (pudło), 3:3 Pachelski (Zubizarreta broni), 3:4 Bakero, 4:4 Głombiowski, 4:5 Aloisio, 4:5 Łukasik (poprzeczka)

Żółte kartki: Łukasik - Serna, Eusebio, Valverde

Widzów: 35 000

http://radiopoznan.fm/n/WWubKI
KOMENTARZE 4
Zjadacz chleba 15.11.2017 godz. 18:08
rocznica to liczba pojedyncza 29 -ta rocznica to język precyzyjny i oddaje całą prawdę.
j@ 14.11.2017 godz. 17:21
Ja też tam byłem i czułem powiew innego świata na boisku i poza nim. Pieknie było !
pikus 10.11.2017 godz. 06:44
Zupełnie mnie nie intrreduja kotlety sprzed 29 lat. Piszcie o obecnej sytuacji Lecha. Nudzicie się w pracy? To idźcie liście grabić!
jarock 09.11.2017 godz. 22:34
Fajnie powspominać w kontekście dzisiejszego Lecha- piłkarzy, włodarzy i trenera...