Michał Sobkowiak: W muzyce Marii Heleny można odnaleźć ducha wykonawców związanych z wytwórnią 4AD, m.in. Cocteau Twins, Colourbox czy Dead Can Dance. Skąd takie inspiracje?
Wojtek: Miałem tę przyjemność wychowywania się przy audycjach Tomasza Beksińskiego i Tomasza Szachowskiego. Te wszystkie wymienione zespoły tam się pojawiały, a płyty Cocteau Twins czy Dead Can Dance ukształtowały moją wrażliwość muzyczną. Otwarcie na dobra muzykę i poszukiwania pozostały we mnie do dziś. Często słyszę, że w dzisiejszych czasach nie ma czego słuchać i że muzyka się skończyła, ale to oczywiście nieprawda. Po prostu trzeba poświecić dużo czasu na poszukiwania muzyki z dobrym rodowodem. Ostatnio w muzyce alternatywnej często słychać brzmienia wytwórni 4AD. Coraz częściej brzmienia gitar nawiązują do tego nurtu. Tzw. „dream pop” to właśnie takie dźwięki. Wspaniałe wznoszące ponad ziemię Slowdive czy Beach House to świetne przykłady.
Maria: Ja z kolei nie załapałam się już niestety na te audycje, ale za to również miałam od początku mojej muzycznej drogi zaszczepione fascynacje odkrywaniem muzyki spoza głównego nurtu. Te poszukiwania nietuzinkowych rozwiązań pozwoliły mi odkryć takie perełki, jak: Bon Iver czy Daughter.
Jakie jeszcze inspiracje muzyczne możecie wymienić? Czego słuchacie ostatnio najczęściej?
Wojtek: Cenię Karen O & Danger Mouse „Lux Prima” - za odwagę i potencjał kompozycyjno-producencki. Becka - za nieprzewidywalność i łączenie gatunków, ciągłe zaskakiwanie. Znakomite są dla mnie obie płyty Alexandry Savior. Z bardziej czarnych dźwięków - Michael Kiwanuka i Black Pumas. Zawsze jestem ciekawy nowych płyt Air, Grizzly Bear, Arcade Fire, Pete’a Doherty’ego, Ariela Pinka, Blur, Coldplay, Tame Impala, Bona Ivera, The War On Drugs czy MGMT. Moje ostatnie odkrycia to Beach Fossils i Connan Mockasin, no i wiele pewnie przede mną. Wciąż śledzimy artystów występujących w KEXP, na OFF Festivalu, Open'erze…
Maria: Wychowywałam się na Floydach, Enyi, Marillion, Leonardzie Cohenie, Kraftwerk, Simonie i Garfunkelu, Genesis… Płyty tych artystów to dla mnie „wehikuły czasu”, które przepięknie się starzeją, co nie przestaje mnie zachwycać. To zawsze będą moje największe wczesne inspiracje. Uwielbiam akustyczne brzmienia Bena Howarda, często słucham jego płyty „Noonday Dream”. Lubię też Nicka Cave’a, szczególnie album „Push the Sky Away”. Jeśli chodzi o snucie klimatycznych opowieści, to Tom Waits nie ma sobie równych. Dzięki rekomendacji Wojtka odkryłam też ostatnio szwedzką artystkę Alice Boman - jej najnowsza, przepełniona spokojem płyta „Dream On” to prawdziwy balsam dla duszy. Z ciekawością czekam na nowy album Lorde, której poetyckie teksty cenię na równi z jej brzmieniem. Jeśli chodzi o polską scenę, to bardzo lubię Kapelę Ze Wsi Warszawa za ich oryginalne fuzje elektroniki i folku, np. album „Nord”, zainspirowany skandynawskimi melodiami. Z niecierpliwością czekam na powrót koncertów, bo uwielbiam śledzić moją lokalną, północnoangielską scenę muzyczną w Leeds, Manchesterze i okolicach.
Zgrabnie łączycie brzmienia sprzed lat oraz współczesne trendy i całość brzmi bardzo świeżo.
Maria: Bardzo miło to słyszeć. W tworzeniu muzyki najbardziej pociąga nas szukanie ciekawych, nowych brzmień, dla samej radości tworzenia i zabawy muzyką. Jednocześnie oczywiście nasze muzyczne korzenie i fascynacja klasyką zawsze pozostają nam bliskie.
Wojtek: Myślę, że synteza brzmień współczesnych i klasycznych powoduje ciągły rozwój muzyki. Dlatego zawsze w muzyce będzie słychać The Beatles, Pink Floyd, The Cure czy np. Cocteau Twins. Choć, oczywiście, często w nowych rytmach i współczesnych harmoniach. Nam najbliżej do alternatywnego rocka i piosenki autorskiej, ale jednak inspiruje nas wiele nurtów, od klasyki rocka progresywnego, przez klimaty folku, aż po szlachetną elektronikę. W swoich tekstach Maria skupia się na emocjach i poetyckich obrazach. Dbamy o filmowy klimat naszych opowieści – muzyka zabarwia teksty, z kolei słowa kształtują brzmienie.
W notce biograficznej duetu czytamy, że Maria – oprócz muzyki – interesuje się literaturą.
Maria: Uwielbiam książki, które pozwalają czytelnikowi poszerzać horyzonty i otwierają na tematy, o których na co dzień trudno byłoby się czegoś dowiedzieć czy pozwalają przenosić się w miejsca, w które niekoniecznie sami możemy się udać. Dlatego bardzo lubię czytać literaturę krajów, które wyjątkowo mnie interesują, jak bałkańskie opowieści Ivo Andrića albo książki Ismaila Kadare, które ukazują przepiękne krajobrazy i fascynującą kulturę Albanii. Tutaj muszę też wspomnieć o reportażach Małgorzaty Rejmer, znakomitej literaturze faktu poświęconej Albanii i Rumunii, która również przybliża historię i kwestie społeczne tych państw.
Z pozycji bardziej filozoficznych, niezwykle inspirująca jest dla mnie powieść alegoryczna włoskiego pisarza Italo Calvino pt. „Niewidzialne miasta” z 1972 roku. To zbiór baśniowych opowieści o fikcyjnych miastach, które snuje wenecki podróżnik Marco Polo w rozmowie z Kubilaj-Chanem, wielkim władcą mongolskim, pragnącym dowiedzieć się więcej o odległych zakątkach swojego imperium. To książka, do której można śmiało wracać nawet na wyrywki i zawsze znajdzie się w niej coś nowego.
Mimo różnorodnych inspiracji udało się wam stworzyć spójną opowieść.
Maria: Takie było zamierzenie. Płytę otwiera mroczne „Electrocrime”. Utwór jest refleksją nad chaosem współczesnego świata, nad budzącym niepokój przesytem bodźców i informacji. W innych piosenkach często podkreślamy, że bez wewnętrznej siły, kontaktu z naturą i sztuką, trudno się w tej rzeczywistości odnaleźć. Zachęcamy słuchacza, by na 41 minut zostawił pęd świata za sobą.
Wojtek: Płyta maluje marzycielską rzeczywistość. Czasami to powrót w świat dzieciństwa. To też opowieści o kruchości międzyludzkich relacji. Są tu też odniesienia do podróży w świat, ale i w głąb siebie. To historia o powrotach do przyjaciół, do magicznych miejsc i momentów, które nas kształtowały.
Czy odległość, która was dzieli, nie utrudniała wam pracy?
Wojtek: Odległość między Polską a Anglią nigdy nie była dla nas problemem, ponieważ muzyczne pomysły i ulubione brzmienia to sprawdzony most do współpracy. Tytułowe „Planes”, czyli samoloty, są symbolem metaforycznych podróży, a jednocześnie odnoszą się do tego, jak powstawała całość.
Maria: Płyta w dużej mierze pisana była właśnie w drodze między Leeds a Wrocławiem. Nawet pomysł na tytuł albumu powstał w trakcie lotu, w drodze z Wysp do studia w Łodzi, gdzie zrealizowaliśmy większość nagrań. To w końcu refleksja nad światem bez granic – wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Wielu z nas być może po raz pierwszy odkryło tego wagę w 2020 roku. Właśnie dzięki różnym współczesnym „mostom” album mógł powstać – mimo dzielącej nas odległości.
Michał Sobkowiak