NA ANTENIE: HIP HIP HURRA! (2024)/SANAH
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Blues bez dopalaczy - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 26.01.2024 g.13:01  Aktualizacja: 26.01.2024 g.10:56 Ryszard Gloger
Poznań
Łączenie zwykle daje lepsze efekty niż dzielenie, chociaż czasem z jednego znakomitego zespołu powstają dwie równie dobre formacje. Tak zdarzyło się w przypadku brytyjskiej grupy Foghat w 1971 roku. Sama nazwa nic nie znaczyła, ale już zespół pod tą nazwą jak najbardziej.
Foghat „Sonic Mojo” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Trochę wcześniej trzech muzyków Dave Peverett, Tony Stevens i Roger Earl, opuścili odnoszącą całkiem spore sukcesy grupę Savoy Brown. Ta wcale się nie rozpadła, nie tylko przeżyła ten cios, lecz działała przez następne pół wieku, aż do śmierci lidera Kima Simmondsa w 2022 roku.

Trzech buntowników skumało się z gitarzystą Rodem Pricem i rozpoczął się nowy rozdział pod nazwą Foghat. Zespół ruszył na koncerty w Stanach Zjednoczonych i właściwie osiadł tam na stałe. Po prostu muzyka, którą wykonywał, bardzo się spodobała po drugiej stronie Atlantyku. Brytyjczycy grali dużo, większość roku spędzali na trasie. Koncerty w klubach przeistoczyły się w duże sale, potem stadiony i festiwalowe spędy. Na żywo Foghat rozgrzewał publiczność i kołysał jak niewiele innych kapel. Płyty studyjne też rozchodziły się fantastycznie, o czym świadczy 9 Złotych Płyt, jedna Platynowa i jedna podwójna Platyna. Ta ostatnia to nagroda za koncertowy album „Foghat Live”, który rozszedł się w nakładzie ponad 2 milionów kopii.

Mijały lata, skład zespołu zmieniał się, niestety kilku muzyków zmarło. Z oryginalnego składu pozostał już tylko perkusista Roger Earl. I to właśnie Roger Earl nieprzerwanie napędza dosłownie cały kolektyw. Foghat gra boogie, bluesa i rocka, jak za najlepszych czasów. O tym, że nie jest to aktywność od święta, świadczył album „8 Days On The Road” z 2021 roku. A tu niespodziewanie kwartet znowu zaskoczył, wydając 17 już album studyjny zatytułowany „Sonic Mojo”.

Godne pochwały jest to, że muzycy nigdy nie byli za tym, żeby realizować w studiu muzykę wypreparowaną, bez związku z dynamicznymi koncertami, które zawsze były magnesem i siłą Foghat. Nowa płyta oddaje charakter żywego grania i temperaturę występów kapeli. Ta energia i żywiołowość jest integralną składową muzyki wykonywanej przez kwartet. Wystarczy posłuchać utworów „Drivin’ On” i „Let Me Love You Baby”, żeby poczuć jak ta grająca maszyna pracuje.

W zespole jest dwóch śpiewających gitarzystów, Bryan Bassett i nowy nabytek Scott Holt. Ten ostatni jest głównym wokalistą i daje sobie świetnie radę zarówno w szybkich jak i w wolnych utworach. Zadziorność śpiewu Holta można podziwiać w nagraniu „I Don’t Appreciate You”. Kiedy muzycy się rozpędzą instrumentalnie, iskrzy między nimi, solówka goni solówkę. Bassett gra techniką slide, Holt prezentuje się bardziej rockowo, co rozpala atmosferę kolejnych kawałków.

Wspomniany już Kim Simmonds, lider grupy Savoy Brown, przed śmiercią w 2022 roku podarował kolegom kilka nowych kompozycji, które bardzo wzbogaciły repertuar płyty. Muzycy w dowód wdzięczności zadedykowali cały krążek Simmondsowi. Jest także na krążku kilka standardów bluesowych Willie’go Dixona, B.B.Kinga, Howlin’ Wolfa i Chucka Berry’ego. Zestaw 12 nagrań dopełnia kilka własnych kompozycji muzyków Foghat.

Bardzo ciekawie brzmi klasyk „Mean Woman Blues”, jedyny w całym zestawie utworów z inną, latynoską rytmiką i dużą lekkością formalną. Jednak przez większość czasu płyty Foghat nie spuszcza nogi z gazu i gra najbardziej taneczną wersję boogie-bluesa, jaką można sobie wyobrazić.

http://radiopoznan.fm/n/pn7pGw
KOMENTARZE 0