Do autora tej płyty nie mam stosunku obojętnego. Nigdy nie miałem. Gdzieś tak pod koniec lat 80 tych w radiu Afera, w którym byłem redaktorem programowym, pojawił się chłopak z pomysłem i imponującym warsztatem radiowym.
Studenci, którzy przychodzili do siedziby Centralnego Studia Radiowego Politechniki Poznańskiej, żeby zostać radiowcami, chcieli mieć zwykle nieokreślony "program muzyczny". Nic dziwnego, byli to ludzie wychowani na "Wieczorze płytowym" Piotra Kaczkowskiego, czy Tomka Beksińskiego. Kuba Paluszkiewicz, bo o nim piszę, też chciał mieć program, ale wiedział jaki i nawet miał jego tytuł: "Łyk jazzu".
Z Afery trafiłem do Merkurego, a po mnie Kuba. Zajmował się publicystyką profesjonalnie i z zaangażowaniem. Do tego dobry głos, spokój i inteligencja.
To był chyba rok 2011, gdy urządzono wybory prezesa radia. Uważając, że wygra najlepszy kandydat, wspierałem Kubę w mediach społecznościowych. Wystartował i przegrał. Niedługo potem odszedł i założył agencję PR.
Kuba jest zapalonym żeglarzem rozumiejącym filozofię tego zajęcia dla samotników kochających ludzi. Przez lata, co sezon, czekałem na "Piosenki rejsowe" z mazurskich rejsów Kuby, w których towarzyszył mu nieodżałowany, świętej pamięci Robert Mirzyński. Duet Paluszkiewicz/Mirzyński pisał dowcipne opowiastki podsumowujące kilkudniowe wypady w gronie lubiących się ludzi. Z każdym rokiem te piosenki były coraz bardziej profesjonalne i przemyślane. Potem były szantowe koncerty Kuby w klubach w całej Polsce.
Dlaczego przywołuję te historie?
Bo płyta, którą mam właśnie przed sobą na Spotify, jest naturalną konsekwencją tego wszystkiego co wiem o autorze. "Klucz" ukazał się kilka dni temu. Kuba pracował nad nią w studiu swojego radia. Piszę o tym, bo czuję wielką dumę z tego, że Polskie Radio wróciło do nagrywania i promowania młodych artystów. Nawet, gdy są to ludzie młodzi wyłącznie artystycznym stażem.
Trudno z tego albumu wybrać i wyróżnić jeden czy kilka utworów, tak, jak nie da się wyróżnić utworów z płyt Charliego Hayden'a, czy Pata Metheny'ego.
"Zostań, zostań wśród nas,
Bo już ciemno i mgła
Zostań, zostań wśród nas
Tak jak byłeś za dnia"Anna Maria Jopek/Pat Metheny "Cicho zapada zmrok"
Płyta "Klucz" to przede wszystkim nastrój. Zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. Jak wieczór z przyjaciółmi przy kominku i grzanym winie, gdy leniwie gawędzi się o najważniejszych sprawach, o kosmosie, miłości, życiu i śmierci.
Płyta jest jednorodna. To jej zaleta, ale i wada. Są momenty, gdy chce się zawołać, "Kuba, głośniej! To o czym mówisz jest ważne!" Ale Kuba nie jest facetem, który krzyczy, choć potrafi mocno powiedzieć o tym, co go wkurza. Nie podzielam wielu jego przemyśleń, tak jak on moich wyborów, ale jest sfera, którą - myślę - współdzielimy, jako faceci w strefie cienia. O tych rzeczach pisze i śpiewa Jakub Paluszkiewicz. Jego płyta to taki ostatni dzwonek do zrobienia tego co wypada i należy, o ile w naszym wieku słyszy się jeszcze dzwonki.
Czy można się do czegoś przyczepić?
Trochę brakuje mi bogatszej instrumentacji. Nie chodzi o orkiestrę symfoniczną, ale coś, co ożywi aranżację na gitarę akustyczną. Jest kilka piosenek, w których pojawia się harmonijka ustna, perkusja, fortepian i dodatkowy wokal. To mocno ożywia muzyczną opowieść Kuby. Tutaj na szczególne wyróżnienie zasługuje "Zestaw przetrwania", dopracowany tekstowo i aranżacyjnie. Ale przecież nie miałem wyróżniać..
Nie wiem, czy "Klucz" jest do dostania jako płyta w sklepach muzycznych, ale bez wątpienia, to fajny, nieoczywisty i niebanalny prezent po choinkę dla każdego faceta, który wkroczył w drugą 50-tkę, trochę przeżył, wiele przemyślał, ale wciąż szuka odpowiedzi...