NA ANTENIE: Królewski wieczór
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Urok retro-piosenek Maxa Championa - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 01.03.2024 g.13:01  Aktualizacja: 29.02.2024 g.22:39 Ryszard Gloger
Poznań
Są tacy artyści po których można się spodziewać wszystkiego. I nie chodzi o tryb życia, słabości czy ekscesy, dające pożywkę mediom plotkarskim. Myślę o zakresie muzyki jaką niektórzy muzycy obejmują we władanie. Już to, że potrafią grać rocka, jazz, klasykę stawia ich na szczycie wielu rankingów.
Mr.Joe Jackson „Mr.Joe Jackson Presents Max Champion In What A Racket!” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Jeśli do tego grają na wielu instrumentach, potrafią aranżować utwory i jest w tym zawarta ich artystyczna osobowość, mogą liczyć na szersze uznanie, a nawet zachwyt. Pierwsze z brzegu przykłady to Frank Zappa, Nigel Kennedy, Aretha Franklin, Ray Charles. Kto był chociaż raz na koncercie Nigela Kennedy’ego, musiał docenić, że angielski skrzypek gra pięknie cykl „Cztery Pory Roku” Antonia Vivaldiego, a potem utwory Jimi’ego Hendrixa. Lista takich gigantów muzyki wcale nie jest taka krótka. Koniecznie trzeba na nią wpisać Joe Jacksona. Przepraszam Mr.Joe Jacksona, bo tak firmuje swoją nową płytę.

To artysta iście renesansowy. W sierpniu tego roku stuknie mu 70-tka, lecz pomysłów i energii ma tyle co młody rockman. Zaczynał od gry na skrzypcach, przerzucił się na fortepian, potem jeszcze doszedł saksofon i wszelkiej maści syntezatory. Po prostu człowiek-orkiestra. Rzeczywiście nie było problemu, żeby zagrać w składzie tria lub z dużą orkiestrą symfoniczną. Pierwsze albumy solowe Joe Jackson nagrywał pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku. Był wyróżniany za muzykę tworzoną na potrzeby filmu i za płytę „The Duke”, poświęconą wybitnej postaci w historii jazzu Duke’owi Ellingtonowi. Teraz Joe Jackson znowu zaskoczył albumem zatytułowanym „Mr.Joe Jackson Presents Max Champion In What A Racket!”.

Natychmiast rodzi się pytanie kim jest Max Champion? To autentyczna postać angielskiego Music Hallu z początku XX wieku. Sztuka Music Hallu wywodziła się z wiktoriańskiej opery komicznej, którego symbolem był duet twórców Gilbert & Sullivan. W tamtych czasach teatr muzyczny przeżywał okres prosperity, przyciągał publiczność niższych klas społecznych, do podrzędnych sal w biedniejszych dzielnicach Londynu. Music Hall był emanacją kultury wyrosłej w barach i miejscach taniej, plebejskiej rozrywki. Innym przejawem przetrwania takiej formy muzycznej był na początku lat 70-tych ubiegłego wieku pub rock z lokalnymi gwiazdami takimi jak: Kilburn And The High Roads, Ian Drury, Ian Drury czy Kursaal Flyers. To było świetne podglebie dla rewolucji punk rocka w Wielkiej Brytanii.

Joe Jackson postanowił odświeżyć klimat aktywności muzycznej konkretnego artysty Maxa Championa, o którym przez lata niewiele było wiadomo. Zostały jego piosenki rozproszone w formie nut i spisanych tekstów. Joe Jackson zechciał przywrócić ich brzmienie we własnej instrumentacji na 12-toosobowy zespół. Pomysł wydaje się mocno ryzykowny, lecz jednocześnie godny największego uznania.

Czy współczesny odbiorca jest w stanie otworzyć się na taką muzykę, na odpryski z trzeciorzędnego teatru, teksty piosenek nie pasujące do naszych czasów i języka, którym posługują się mieszkańcy Albionu. Jeśli nawet w dobie rapowania, hip hopu i elektronicznego przeładowania muzyki, ktoś zechce posłuchać piosenek stworzonych z okładem 100 lat temu, czy nie odbierze tych piosenek jak zakurzonych staroci pozostawionych na strychu?

Z jednej strony w tych 11 nagraniach jest niepowtarzalny klimat, który czasem można jeszcze poczuć w angielskim lub irlandzkim pubie. Z drugiej strony muzyka nastrojem przypomina chwilami album zespołu The Beatles „Sgt.Pepper’s Lonely Heart Club Band”. Piosenki kuszą melodyjnością i dostojnym rytmem walca, innym razem rozkręcają się w szalonym tempie zbiorowej zabawy. Dominuje męski wokal Jacksona, donośne dźwięki fortepianu i bogate śpiewy chóralne w refrenach piosenek. Joe Jackson precyzyjnie wyważył proporcje i cały spektakl lawiruje pomiędzy angielską elegancją i biesiadnym rozpasaniem. To oczywiste, że Mr. Joe Jackson wskrzeszając piosenki Maxa Championa stworzył zabawę w starym stylu, po której będzie się trudno rozstać z chwytliwą, optymistyczną piosenką „Never So Nice In The Morning”.

http://radiopoznan.fm/n/4rzUyd
KOMENTARZE 0