NA ANTENIE: WON'T TELL (2024)/PEARL JAM
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Wielki powrót zespółu Extreme - recenzja Ryszarda Glogera

Publikacja: 18.08.2023 g.13:01  Aktualizacja: 18.08.2023 g.10:20 Ryszard Gloger
Poznań
Dzisiaj taki koncert miałby etykietkę festiwalu. Cztery zespoły, każdy wzbudzający samą nazwą podniecenie fana rocka. Tymczasem to był po prostu koncert zespołu Guns N’Roses. Zaledwie kilka zespołów w tamtym czasie walczyło o miano numer 1 w świecie rocka. Guns N’Roses był jednym z nich.
Extreme „Six” - okładka płyty
Fot. okładka płyty

Dopiero co nagrał podwójny album „Use Your Illusion” i już było wiadomo, że będzie bestsellerem. Nawet stacje radiowe unikające tak ostrej muzyki, wrzucały na antenę balladę Gunsów „November Rain”. Wkrótce okazało się, że dwie części „Use Your Illusion” rozeszły się w obłędnym nakładzie 35 milionów egzemplarzy. W kulminacyjnym momencie popularności, gdzieś w połowie lipca 1992 roku, amerykański zespół wystąpił na stadionie w Hanowerze. Zanim 60 tysięcy fanów powitało Axela Rose’a i całą ferajnę Guns N’Roses, o względy słuchaczy zabiegały trzy inne kapele. Zestaw był iście festiwalowy, prawdziwa petarda. Zespół Soundgarden reprezentował siłę nowego nurtu rocka, jakim był w tamtym momencie grunge. Kolejna grupa Faith No More z Kalifornii, proponowała jeszcze bardziej złożoną muzykę, w której rock mieszał się z metalem, rapem i funkiem. Na pierwszy ogień gali rockowej, późnym popołudniem, rzucono zespół znany z jednej ballady „More Than Words”. Sympatyczna piosenka zupełnie nie oddawała charakteru muzyki prezentowanej przez kwartet, który sam określał swoją twórczość jako funky metal. Zespół nazywał się Extreme i mógł się poszczycić tym, że melodyjna piosenka „More Than Words” obiegła już świat i z łatwością dotarła do pierwszego miejsca listy Hot100 magazynu Billboard.

Następne lata przekonały, że Extreme to wilk w owczej skórze, grał agresywnego rocka jak wiele najlepszych kapel tego gatunku. Natomiast dzięki delikatniejszym piosenkom, sprytnie docierał nawet do ludzi, którzy po pierwszych dźwiękach ostrego rocka zwykle dostawali wysypki. Jednak z Extreme było zawsze trochę problemów. Oficjalnie rozwiązał się już w 1996 roku. Wokalista Gary Cherone wskoczył na pozycję frontmana w super zespole Van Halen. Gitarzysta Nuno Bettencourt wkrótce dopracował się miejsca na liście gitarzystów heavy metalu wszech czasów magazynu Guitar World. Nuno Bettencourt jeździł na trasy koncertowe z Rhianą, czym zaskoczył fundamentalistów rockowych. Warto odnotować, że Extreme reaktywował się parę razy. Tak czy inaczej trzy dekady po wspomnianym koncercie kapela z Bostonu wraca na główną scenę.

Tytuł nowej płyty brzmi „Six”, co budzi dodatkowe pytanie: trzydzieści lat i tylko sześć płyt? Myślę, że opisane pokrótce losy kapeli, tłumaczą skromny dorobek płytowy zespołu. Dość powiedzieć, że „Six” ukazał się po piętnastu latach przerwy. Nawet gdyby nowa płyta była niewypałem i nieudaną próbą reanimacji nieboszczyka, zespół zapisał się w historii znakomitym albumem „Pornofraffitti”. A jednak płyta „Six” to triumfalny powrót Extreme i wręcz demonstracja magnetyzmu rocka.

Pierwszy utwór „Rise” zaczyna się od zniekształconego brzmienia gitary, za chwilę rusza do natarcia perkusja i z niespokojnym wokalem wchodzi Gary Cherone. Jest w tej muzyce moc, zapał i brutalność. W środku nagrania Nuno Bettencourt dociska struny z taką szybkością jakby bił rekord świata w sprincie. Następny utwór „#Rebel” jest rozwinięciem rockowej ofensywy. Kto się spodziewał wkroczenia na rockową arenę leśnych dziadków, właśnie ze zdziwienia łapie opadającą szczękę. Nagranie „Banshee” kipi energią hard rocka. Mocno osadzony rytm, świetna praca sekcji bas-perkusja, mięsista gitara i pewny, brawurowo prowadzony wokal. Wygibasy Bettencourta na gitarze w klimacie nieodżałowanego Eddie’go Van Halena. W końcu pojawia się coś lżejszego z akompaniamentem gitar akustycznych i z chórkami. Pierwsza bardziej melodyjna strona Extreme ma tytuł utworu „Other Side Of The Rainbow”. Jeszcze kilka razy na tej płycie zespolone głosy Gary’ego Cherone, Nuno Bettencourta i basisty Pata Badgera, wzbogacą muzykę zespołu.

Szeroka linia melodyczna, wsparta średnim tempem rytmu piosenki „Small Town Beautiful” przekonuje, że Extreme dojrzał muzycznie. Muzycy tworząc nowe kawałki szukają nieszablonowych rozwiązań i subtelności. Jeszcze kilka razy powróci bezpardonowe granie wręcz metalowego rocka w nagraniach „The Mask”, „Thicker Than Blood” i „Save Me”. Paradoksalnie numer „Hurricane” w delikatnej scenerii tworzonej przez gitary akustyczne, opowiada o przeszłości i niepokoju serca. To jest na płycie chyba as trzymany w rękawie. Utwór „X Out” jest z kolei przykładem na to, jak starzy rockowi wyjadacze, chcą z dobrym skutkiem zaabsorbować elementy współczesnego rocka.

Nie mam wątpliwości, że z płyty do powszechnego obiegu przebije się przede wszystkim piosenka „Beautiful Girls” w konwencji a’la reggae, z klimatem tańca, zabawy i beztroski. A na koniec zestawu utwór numer 12: „Here’s To The Losers”, kompletna sielanka, balladowe ciepełko i świetny wokal Gary’ego Cherone z wsparciem chórku w refrenach.

Na płycie „Six” słyszymy zespół Extreme nie tylko w bardzo dobrej formie, lecz poznajemy bogaty zestaw zróżnicowanych kompozycji. Na podkreślenie zasługuje również urozmaicony wokal, prowadzony na wysokim poziomie. Partie gitary Nuno Bettencourta są niczym wisienka na torcie o wielu smakach i poziomach.

http://radiopoznan.fm/n/8a4o5z
KOMENTARZE 0