Jest to pokłosie tzw. afery żłobkowej. Samorząd Leszna nie ma własnego żłobka, na terenie miasta działa 11 prywatnych placówek. Dlatego radni dwa lata temu zadecydowali, że miasto dofinansuje pobyt każdego dziecka w żłobku w wysokości 656 zł miesięcznie. Warunek był jeden, dziecko musi być mieszkańcem Leszna.
W wyniku kontroli w jednym z niepublicznych żłobków okazało się, że dzieci korzystały z dotacji mimo, że w Lesznie nie mieszkają. Poinformowaliśmy, że podobne kontrole przeprowadzimy w innych żłobkach, i to też zadziałało - mówi wiceprezydent Leszna Piotr Jóźwiak.
Tyle mniej dzieci zostało zgłoszonych do tego dofinansowania, które przyznajemy co miesiąc. Każdy żłobek co miesiąc aktualizuje liczbę, które faktycznie do niego uczęszczają. I z takich wyliczeń miesiąc do miesiąca wyszło, że około 100 dzieci mniej zostało zgłoszonych w tym roku. My do końca nie wiemy, co jest tego powodem. Przypuszczamy, że prawdopodobnie część rodziców zaktualizowało swoje adresy i nie podawali leszczyńskiego adresu zamieszkania, gdy faktycznie w Lesznie nie mieszkali. My rozumieliśmy też problem żłobków, które miały trudność z kontrolowaniem adresu zamieszkania rodziców, który podawali w oświadczeniach
- mówi Piotr Jóźwiak.
System żłobkowych dotacji ma też uszczelnić przyjęta przez radę "Karta Małego Leszczyniaka". Tylko ona będzie uprawniać do korzystania z miejskich dotacji. Otrzymają ją tylko dzieci, którego przynajmniej jeden z rodziców mieszka i pracuje w Lesznie oraz odprowadza podatki do Urzędu Skarbowego w tym mieście.