Obrońca Lecha, Robert Gumny, komentując sytuację drużyny używa nawet słowa "kryzys", ale w otoczeniu określeń uspokajających, czyli "chwilowy", "kwestia szczęścia", "odblokujemy się" i "bramki zaczną padać".
A bramki nie padają, bo brakuje skuteczności, nie tylko napastników, bo np. w ostatnim meczu z Arką w Gdyni najlepsze sytuacje zmarnowali pomocnicy, m.in. Kamil Jóźwiak, Maciej Makuszewski i Darko Jevtić, chociaż jego strzały znakomicie bronił Pavels Steinbors.
Dla trenera Dariusza Żurawia najważniejsze jest, że zespół sytuacje stwarza. - Martwiłbym się, gdyby tych sytuacji nie było, lub gdyby przeciwnik zepchnął nas do głębokiej defensywy. Teraz się martwię, że je marnujemy, ale w meczu ze Śląskiem w Poznaniu (1:3) i w spotkaniu w Gdyni z Arką (0:0), stworzyliśmy ich bardzo dużo. Brakuje kropki nad i, może troszeczkę spokoju, może zimnej krwi. Będziemy nad tym pracować i wierzę w to, że w kolejnym meczu bramkarz rywala nie będzie najlepszym piłkarzem meczu - mówi Żuraw.
Dawno nie widziany ofensywny styl Lecha kibicom się podoba i mimo wynikowej zadyszki zmasowanej krytyki drużyny nie ma. Ale poprawa skuteczności to teraz zadanie nadrzędne dla trenerów i piłkarzy, bo gdy punktów zacznie brakować, kibicowska cierpliwość się wyczerpie.