To sprawa sprzed 10 lat z Konina i okolic. Oskarżony wynajął mężczyznę, który na jego polecenie przywiózł poszkodowanego do wynajętego garażu. Miał użyć między innymi żelazka, by się dowiedzieć, gdzie są skradzione papierosy Alberta B.
W piątek pełnomocnik rodziny ofiary adwokat Beata Kaliska powołała się na zeznania świadków w tej sprawie.
Oskarżony dokładnie wiedział, co się dzieje, wydawał poszczególne polecenia. Kontakt był niezwykle częsty. Słysząc krzyki, jęki i cierpienia pokrzywdzonego, który był dotkliwie w tym garażu bity i kopany, nie zaprzestał wydawania swoich poleceń
- zaznaczyła.
Sąd Okręgowy, który pierwszy zajmował się tą sprawą, skazał oskarżonego na cztery i pół roku więzienia. Sąd Apelacyjny w Poznaniu zgodził się z argumentami prokuratora i podwyższył karę do siedmiu lat. Sądu nie przekonały twierdzenia oskarżonego, że jest niewinny i został wrobiony.
Jak ustaliła prokuratura, po śmiertelnym pobiciu pokrzywdzonego, oskarżony kazał obciążyć jego ciało i wrzucić je do jeziora Mikorzyńskiego. Wyrok jest już prawomocny.
Pozostałe osoby związane ze sprawą były sądzone w oddzielnym procesie.