Zaczyna się teraz prawdziwa walka - także walka o pieniądze, bo mieszkańcy twierdzą, że spadła wartość domów, w których mieszkają. Czy jesteśmy świadkami przełomu? Czy mieszkańcy Kozichgłów mają szanse na jakiekolwiek pieniądze? Czy uciążliwość sąsiedztwa Centralnej Oczyszczalni Ścieków faktycznie można przeliczyć na konkretne kwoty? A może ten przypadek spowoduje lawinę pozwów od ludzi, którzy sąsiadują z uciążliwymi obiektami: składowiskami odpadów, ubojniami czy kurzymi fermami?
Dlaczego mieszkańcy Kozichgłów występują z roszczeniami, skoro Aquanet zapowiada, że do 2016 roku ma w 100 procentach zlikwidować problem śmierdzącej oczyszczalni? Dlaczego ludzie decydują na sąd? Wyjaśnia to mecenas Adam Dobak z grupy prawników pomagających mieszkańcom Kozichgłów.
Dlaczego mieszkańcy poprosili o pomoc prawników? Dlaczego Aquanet nie dotrzymywał obietnic i terminów - bo takie - jak twierdzą mieszkańcy Kozichgłów - są fakty. Mieszkańcy - sąsiedzi COŚ - poza tym, że nie mogą otwierać okien ze względu na nieprzyjemny zapach, od dawna skarżą się na to, że gorzej się czują i częściej chorują - między innymi na astmę. W końcu po wielu latach skarg Aquanet sfinansował pierwsze w kraju obszerne badania terenowe. Przez ponad rok naukowcy specjalnymi urządzeniami sprawdzali czy naprawdę śmierdzi i jak bardzo. Badali też czy w powietrzu unoszą się bakterie i grzyby, które mogą powodować choroby. Kontrolowano zdrowie mieszkańców okolicy. Ostatecznie raport wykazał, że faktycznie sąsiedzi COŚ mają powody do narzekania, chociaż uciążliwy zapach nie rujnuje ich zdrowia.
Mieszkańcy przy wsparciu prawników chcą też walczyć o to, żeby w najbliższym czasie tuż przy granicy Poznania z gminą Czerwonak nie powstała spalarnia śmieci. Nie wierzą już w zapewnienia, że nie będzie ona wydzielać uciążliwych zapachów i truć powietrza. Aquanet tymczasem deklaruje, że za cztery lata w gminie Czerwonak ma przestać śmierdzieć po szczelnym zamknięciu urządzeń COŚ-iu. Samo przykrycie, czyli hermetyzacja urządzeń ma kosztować 30 mln złotych. A może można szybciej rozwiązać problem odorów? Profesor Jerzy Zwoździak z Politechniki Wrocławskiej, który prowadził grupę naukowców badającą tereny wokół COŚ - mówi, że są metody walki ze smrodem. W tym roku powstanie wokół COŚ obszar ochronny - chodzi m.in. o nasadzenia zieleni. Ale czy to coś zmieni?
Nie da się ukryć, że przyczyny opóźnień w hermetyzacji obiektów i obietnice dotyczące "prozapachowych" inwestycji już nie za bardzo obchodzą mieszkańców wdychających odory. Zdaniem Aquanetu problem byłoby łatwiej rozwiązać gdyby istniała tzw. ustawa odorowa. O jej uchwalenie apelują od lat do posłów mieszkańcy gminy Kaczory k. Piły. W pobliżu ich domów działają zakłady przetwórstwa mięsa byłego senatora Henryka Stokłosy. Niestety projekt "ustawy odorowej" utkwił w Sejmie i nic o nim nie słychać.
Pozew mieszkańców Kozichgłów przeciwko Aquanetowi nie będzie raczej pozwem zbiorowym - prawo nie pozwala na to, żeby wspólny pozew złożyć w sprawie naruszenia dóbr osobistych. Czy jest możliwe "pokojowe" rozwiązanie konfliktu mieszkańców z Aquanetem? Jak to zrobić? Zapraszamy do dyskusji.
Mieszkam na Wilczaku od kilku lat, a wcześniej mieszkałam na Górczynie. Utarło się powiedzenie, że na Wilczaku śmierdzi. Przypuszczam, że nie tylko mnie ale także innym mieszkańcom tej dzielnicy przykro jest słuchać docinek, że mieszkają w smrodzie skoro mija się to z prawdą. Nie uważam, że na Wilczaku śmierdzi nie bardziej w zasmrodzonym spalinami centrum. Czy opinia o Wilczaku nie jest przesadzona?