Zajmował się nimi między innymi pan Jacek, a wcześniej jego rodzina.
Jedno z tych drzew miało rodowód przedwojenny. Tym bardziej jest przykro, także z tego powodu, że zarząd z panem prezesem na czele nie raczył powiadomić, że ma intencję usunięcia tych drzew.
Wywołany do odpowiedzi prezes Ryszard Lisiak twardo odpowiada, że działkowcom nic do tego, bo drzewa rosły na terenie wspólnym.
Drzewa zagrażają, bo wystają na stronę ulicy Piątkowskiej za parkan, a my jako zarząd odpowiadamy za ten teren.
Dla pana Jacka to po prostu samowola zarządu:
Drzewa były co roku przycinane. Były oczkeim w głowie, bo były tam trzy odmiany: jedna śliwa i dwie wiśnie - czerechy, dziś już niespotykane.
Jednak według zarządu działkowcy nie kiwnęli nawet palcem, by zająć się drzewami, a pan Jacek po prostu nie powininien się interesować drzewami, które sam prezes wskazał do wycięcia. Choćby były przedwojenne.