Po tragedii w Makowie sprzed pięciu lat sąd się nie patyczkował i aresztował 54-latka. Nie wiadomo co nim kierowało - to ma wyjaśnić prokuratorskie postępowanie - mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Maciej Meler.
Z naszych ustaleń wynika, że mężczyzna był wcześniej osobą korzystającą z usług tej placówki. Niewątpliwie jego zachowanie może skutkować podejrzeniem, że będzie konieczność przeprowadzenia badania przez biegłych z zakresu psychiatrii. Jego zachowanie i słowa, które były kierowane do pracowników wywołały uzasadniony strach, dlatego takie środki zostały zastosowane.
Za kierowanie gróźb karalnych mężczyźnie może grozić do 2 lat więzienia. Pięć lat temu w Makowie niedaleko Skierniewic 62-letni podopieczny spalił żywcem urzędniczkę gminnego ośrodka pomocy. Cztery inne osoby zostały poparzone. Polanych benzyną ludzi podpalił, a potem zabarykadował drzwi.