Zryw wybuchł w nocy z 29 na 30 listopada 1830 roku. Mimo początkowych sukcesów, powstanie upadło po niespełna roku. "Dziś znamy skutki. W momencie podejmowania decyzji sprawa była niewiadoma" - mówi Maciej Mazurek.
Ja czasami dziwię się historykom, którzy jakby z tego faktu, że mają przewagę, bo znają skutki, wyciągają zbyt daleko idące wnioski. W momencie, kiedy wchodzimy w całą plątaninę rzeczywistości historycznej, staramy się zrekonstruować moment i decyzje, motywacje, jakimi kierowali się ci, którzy doprowadzili do wybuchu powstania, to wygląda zupełnie inaczej. Ja byłbym bardzo ostrożny w ferowaniu wyroków dotyczących naszych poprzedników
- mówi Maciej Mazurek.
Dla prezesa naszej rozgłośni naturalnym jest, że elity tak dużego narodu nie potrafiły zrezygnować z dążeń do budowy państwa.
Po klęsce powstania te próby były kontynuowane. Polacy skupili się jednak na popularnej zwłaszcza w naszym regionie "pracy u podstaw". Ostatecznie niepodległość odzyskaliśmy po pierwszej wojnie światowej - w listopadzie 1918 roku.
Poniżej pełny zapis rozmowy:
Bartosz Garczyński: W nocy z 29 na 30 listopada 1830 roku spod pomnika króla Jana III Sobieskiego grupa 18 spiskowców zaatakowała Belweder – ówczesną rezydencję namiestnika carskiego, księcia Konstantego. Książę zdołał jednak uciec. Co to za wydarzenie?
Maciej Mazurek: Jestem historykiem z wykształcenia i stąd moja śmiałość w wypowiadaniu się na tematy historyczne. Zwłaszcza jeśli chodzi o Powstanie Listopadowe, które związane jest też z romantyzmem.
Niewątpliwie charakter i organizacja tego powstania miała bardzo wiele wspólnego z romantyzmem.
Przede wszystkim "Kordian" jest o spisku mającym na celu zabicie cara. To jest coś, co poprzedzało próbę zamachu na księcia Konstantego, który był bratem Mikołaja I. To była nieudana próba, bo on przebrał się w damskie fatałaszki, dlatego nie został zauważony. Jego żona, która była siostrą żony generała Chłapowskiego bardzo dzielnie broniła męża, ale z historycznego punktu widzenia można powiedzieć, że ten nieudany zamach spowodował, że możliwe były potem próby dogadywania się z Rosjanami po wybuchu tego powstania. Takie radykalne wydarzenie, jakim byłoby zamordowanie w wyniku zamachu namiestnika, na pewno utrudniłoby poszukiwanie opcji zachowawczej, czyli szukania porozumienia z Rosją. W ogóle to jedno z niewielu powstań, które miało rzeczywiście szansę na zwycięstwo, nie w sensie tego, że Polacy byli w stanie pokonać cara, bo nie byli, ale mogli uczynić tę wojnę nieopłacalną dla Rosji.
Co skłoniło podchorążych ze Sprzysiężenia Wysockiego do tej próby pojmania carskiego namiestnika?
To nie byli żołnierze. To byli cywile, studenci. Ta konspiracja dzieliła się na tą wojskową i cywilną. Zamachu nie dokonywali podchorążowie, jeśli mnie pamięć nie myli, ale cywile, na pewno przeszkoleni przez podchorążych.
Mieliśmy wtedy autonomię po Kongresie Wiedeńskim. Było Królestwo Polskie, zwane „Kongresówką”, Wielkie Księstwo Poznańskie i Rzeczpospolita Krakowska. Można powiedzieć, że nie było tak źle.
Nie było tak źle. Oczywiście dla warstwy, która potrafiła się dogadać z Rosjanami, często generałów i żołnierzy, którzy walczyli u boku Napoleona i którzy chyba mieli już dosyć, to oczywiście dla nich było to wydarzenie, którego nie przyjęli z entuzjazmem. To rozgorączkowana młodzież nie chciała podporządkować się przede wszystkim caratowi. Kiedy powstawało królestwo kongresowe po Kongresie Wiedeńskim, carem był Aleksander I, który miał takie skłonności, chciał unowocześniać Rosję przez liberalizację. Ona była oczywiście pozorna. Ale ten system tężał. Po śmierci Aleksandra I bodajże w roku 1822, na tron wstąpił Mikołaj I, który był zamordystą strasznym. To ten, który stłumił w 1825 roku powstanie dekabrystów. Śmierć Puszkina, w pewnym momencie kolegi Mickiewicza, też jest zasługą tego cara. Tężał więc ten terror i trudno się dziwić, z jednej strony królestwo kongresowe, jest państwem konstytucyjnym, z carem na czele, ma prawa i konstytucje, a z drugiej strony Rosja jest doskonałą despocją.
I łamie tę konstytucję.
Ta sprzeczność była wpisana. Nie było możliwości porozumienia.
Więc wybuchło powstanie. Niektórzy historycy uważają, że nieudana próba pojmania Wielkiego Księcia Konstantego położyła się cieniem na całym zrywie niepodległościowym.
To o czym mówiłem. Ona wyeliminowała możliwość radykalizacji powstania.
Ale mówi się też, że część dowódców wojskowych po nieudanej akcji nie była przekonana do Powstania Listopadowego.
Tak. Decydujący moment to moment, kiedy władzę dyktatora powstania obejmuje Chłopicki, który rzeczywiście nie był zwolennikiem owego powstania, natomiast jest frakcja radykalna w Warszawie, której przewodzi Maurycy Mochnacki, wielki pisarz polityczny i on w pewnym momencie tę nową władzę, zachowawczą, usiłuje wymienić, podburza podchorążych i mówi im, że to kierownictwo z Chłopickim na czele nie będzie radykalne. Więc usiłował tę władzę zmienić, ale zatrzymał go Piotr Wysocki, który był przywódcą podchorążych i oczywiście klęknął przed prowadzącym podchorążych Wysockiego, żeby tego nie robił, bo to autorytety, ludzie, którzy są rzeczywiście wspaniałymi Polakami i nie wolno podnosić na nich ręki. I Mochnacki zrezygnował z tej próby przewrotu, pełnego zamachu stanu.
Ale jak wiemy, Chłopickiemu nie udały się próby porozumienia z carem.
W pewnym momencie Sejm w grudniu 1830 roku ogłosił detronizację Mikołaja I i to już był taki akt uniemożliwiający porozumienie. Samej nocy listopadowej zginęło wielu generałów. Sześciu generałów polskich, którzy nie chcieli podporządkować się woli tłumu. Lud Warszawy i zdobycie Arsenału, czyli uzbrojenie ludu warszawskiego, tak jak w przypadku insurekcji kościuszkowskiej, uratowało to powstanie.
Na początku powstańcy odnosili sukcesy. 14 lutego wygrywamy bitwę pod Stoczkiem, następnie 25 lutego pod Grochowem jest nierozstrzygnięta bitwa, ale Rosjanie w jej konsekwencji odchodzą od Warszawy, później mamy Wawer, Dębe Wielkie, to są wszystko zwycięstwa.
Był tam znakomity strateg. Ignacy Prądzyński. Świetny generał, tylko nie miał siły przebicia, to był ponoć geniusz strategiczny. Kanał Augustowski to jest w dużej mierze jego zasługa. On był projektantem tego istniejącego do dzisiaj kanału. Ja przytaczam opinię znakomitego historyka Jerzego Łojka, który powołując się też na prace rosyjskich historyków, zwrócił uwagę na to, że wydawałoby się, że ci polscy generałowie, mam na myśli Chłopickiego, następnego po Chłopickim generała Skrzyneckiego, potem Krukowieckiego, że oni po prostu nie mieli woli walki i przegrywali bitwy, których nie powinno się przegrać. To kompletny brak woli i wiary w odniesienie zwycięstwa. Być może to kompleks roku 1812. Większość tych generałów wysokiego szczebla brała udział w inwazji armii napoleońskiej na Rosję i ta klęska oraz przekonanie o wszechmocy imperium powodowały, że nastąpił swoisty paraliż woli.
Prądzyński był zwolennikiem atakowania Rosjan, kiedy oni wycofywali się spod Warszawy, żeby nie połączyli się z pozostałymi siłami. Jednak do tego nie doszło. Siły rosyjskie połączyły się i 26 maja mamy bitwę pod Ostrołęką.
Od totalnej klęski Wojsko Polskie uratowała świetna postawa artylerii konnej półkownika Bema, późniejszego przywódcy powstania na Węgrzech.
Morale powstańców upada. Ostatecznie kapitulacja Warszawy następuje 8 września. Bronią się jeszcze mniejsze miasta. Bodajże w październiku upada Zamość.
Paskiewicz dowodzi rosyjskimi wojskami. Wcześniej dowodził Dybicz, który zmarł w lutym po bitwie pod Olszynką Grochowską.
Po upadku Warszawy i Zamościa kończy się powstanie. Czy było warto?
Oczywiście, że warto. Nam łatwo jest oceniać.
Znamy już skutki.
Znamy skutki. W momencie podejmowania decyzji sprawa jest niewiadoma i ja czasami dziwię się historykom, którzy jakby z tego faktu, że mają przewagę, bo znają skutki, wyciągają zbyt daleko idące wnioski. W momencie, kiedy wchodzimy w całą plątaninę rzeczywistości historycznej, staramy się zrekonstruować moment i decyzje, motywacje, jakimi kierowali się ci, którzy doprowadzili do wybuchu powstania, to wygląda zupełnie inaczej. Ja byłbym bardzo ostrożny w ferowaniu wyroków dotyczących naszych poprzedników. Z drugiej strony trudno się dziwić, żeby tak wielki naród - w tym miejscu w Europie - był pozbawiony niepodległości. Ja przypominam zawsze tym, którzy są takimi pacyfistami, że tak potężny naród, co można udowodnić w porównaniu z innymi nacjami, a konkretnie jego elita, nie wyzbędzie się nigdy dążenia do budowania własnego państwa. Czy się to komuś podoba czy nie. Największym dowodem jest to, że po upadku Powstania Styczniowego wydawało się, że nie ma żadnych szans na odrodzenie, a nagle pojawia się grupa ludzi z Piłsudskim na czele, która nie godzi się na ten stan rzeczy. Oczywiście wszyscy psioczą, że to są terroryści, ale nie, oni dążą do odbudowy państwa polskiego. Tak zawsze będzie.