W tle są ludzie, którzy w altanach ogrodowych żyją na stałe oraz walka ze smogiem. Za pieniądze z dotacji działkowcy chcą stawiać u siebie place zabaw, budować świetlice ogrodowe i remontować wodociągi, które mają po kilkadziesiąt lat.
- Tej enklawy nikt nie narusza, ale to nie znaczy, że nie można przyjść do nas na spacer zieloną aleją, a dzieciaki nie mogą skorzystać z placu zabaw. Mamy doskonałą bazę, w którą inwestujemy. I to jest właśnie ta formuła otwierania ogrodów. Korzystanie bez naruszania osobistej ciszy i spokoju działkowca - mówi prezes Polskiego Związku Działkowców w Poznaniu Zdzisław Śliwa.
Ogródki działkowe to dla jednych miejsce spaceru, dla innych własny skrawek ziemi, ale dla kilka tysięcy poznaniaków to dom. - Dla osób rzeczywiście słabo sytuowanych, które nie z własnego wyboru, tylko z przymusu przyszły na działkę. One dostają preferencje, żeby dostać mieszkanie socjalne czy komunalne - dodaje Zdzisław Śliwa.
Część lokatorów działek wcale nie musi mieszkać na działkach z powodów ekonomicznych. A altany, czyli właściwie domy, muszą jakoś ogrzewać. Wtedy działki, które powinny być zielonymi płucami miasta, emitują w powietrze pyły i przyczyniają się do powstawania smogu. - To jest problem natury prawnej, zmiany przepisów tak, aby nie można się było meldować na działkach, tylko żeby służyły wyłącznie rekreacji. To problem do rozwiązania na poziomie krajowym, a nie samorządowym - mówi wiceprezydent Poznania Katarzyna Kierzek-Koperska.
Dotację z miasta dostanie w tym roku 13 rodzinnych ogrodów działkowych.