Od początku marca dzieci i młodzież mają prawo do refundacji, ale na razie skorzystało z niej niewiele osób.
Co jest powodem zwłoki, próbował ustalić Grzegorz Ługawiak.
Mogę zaryzykować stwierdzenie, że to zwykła obawa przed nowym. Systemy CGM są kosztowne - to około tysiąca złotych miesięcznie. Pacjenci mają prawo do 70% refundacji. Lekarze boją się, choć żaden tego oficjalnie nie powie, że w razie błędów będą ponosić finansową odpowiedzialność. Nie dziwi więc wcale, że wśród pacjentów pojawiają się teorie spiskowe o tym, że tak naprawdę rząd nie ma pieniędzy na refundację dla wszystkich chorych dzieci.
Z takim pytaniem zwróciłem się do Ministerstwa Zdrowia. Właśnie nadeszła odpowiedź. Czytamy w niej, że "nieprawdą jest, że resort zdrowia chce zawęzić populację osób uprawnionych do refundacji". Jednocześnie przypomniano, że trzeba spełnić kryteria refundacji - przede wszystkim to nieuświadomione hipoglikemie - zmora cukrzyków leczonych insuliną. Ma je prawie każdy, więc kryteria nie są wyśrubowane. Z dalszej części pisma Ministerstwa Zdrowia dowiadujemy się, że to lekarz odpowiada za ustalenie, czy postawiona przez niego diagnoza uprawnia pacjenta do nabycia wyrobu medycznego z refundacją. Nie urzędnik NFZ, a właśnie lekarz.
Ministerstwo Zdrowia podkreśla, że nie wydawało żadnych dodatkowych wytycznych. Obawy medyków wydają się więc nieuzasadnione.
Obecnie jest to refundacja pełna niedomówień i sztucznych ograniczeń. Oszczędzać można w różny sposób, tylko dlaczego na nieuleczalnie chorych dzieciach ?