Pani Hanna Mikulska w styczniu zdecydowała się na korektę podniebienia, która miała zapobiec chrapaniu i poprawić jakość snu. Jak ustaliła Gazeta Wyborcza, podczas zabiegu miało dojść do komplikacji, a w ich konsekwencji do śmierci pacjentki. Próbowaliśmy skontaktować się w tej sprawie z przedstawicielami szpitala św. Wojciecha. Niestety, mimo wcześniejszych zapowiedzi, placówka nie udzieliła odpowiedzi na nasze pytania.
Podczas operacji doszło do zatrzymania krążenia. Tak o sytuacji swojej mamy mówi pan Igor:
My mamy za złe szpitalowi i panu Golusińskiemu [Pawłowi przyp. red.], który operował mamę, że gdy mama zalała się krwią, to byli nieprzygotowani do tego zabiegu, że w obstawie nie było naczyniowca, że podeszli za późno, gdy akcja serca stanęła
- opowiada syn zmarłej kobiety.
Ze względu na powikłania, pani Hanna została przewieziona na OIOM, ale nie do najbliższego szpitala przy Szwajcarskiej, a oddalonej o prawie pół godziny drogi placówki przy ulicy Przybyszewskiego.
No i tam bez jakiejkolwiek poprawy leżała przez prawie dwa miesiące. W trzecim tygodniu pobytu na intensywnej terapii, gdy jeszcze według mojej subiektywnej opinii mama potrzebowała opieki lekarskiej, a nie założenie pampersa czy nakremowania ciała, oni nam powiedzieli, że dla mamy nie ma już miejsca i musimy ją zabrać do domu
- dodaje pan Igor.
Rodzina złożyła w tej sprawie doniesienie do prokuratury. Równoległe swoje postępowanie prowadzi także Wielkopolska Izba Lekarska.