NA ANTENIE: Spis treści
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

Ignu, „Lightningflash Flintspark”

Publikacja: 16.01.2018 g.14:47  Aktualizacja: 17.01.2018 g.07:14
Poznań
Ignu zawsze rozpozna drugiego Ignu – tak piszą muzycy warszawskiej stonerrockowej formacji działającej pod tą właśnie nazwą.
Ignu Lightningflash Flintspark - Ignu Lightningflash Flintspark
/ Fot. (Ignu Lightningflash Flintspark)

Ignu zawsze rozpozna drugiego Ignu – tak piszą muzycy warszawskiej stonerrockowej formacji działającej pod tą właśnie nazwą. Czym jest Ignu? Jest osobą żyjącą tylko przez chwilę i przez całą wieczność, szaleńcem, mistykiem i ignorantem. Gnostykiem, który, jak wyjaśnia Allen Ginsberg, autor wiersza pod tym samym tytułem, nie cierpi zanurzony w obłokach niewiadomego. Ignu wcześnie w swoim życiu poznaje, czym jest samotność bywając wszędzie i nigdzie. Każdy Ignu potrafi dostrzec błyskawicę w pustym świetle dnia, gdy niebo przybiera błękitny odcień.

Tako rzecze poeta, a ja nie mam podstaw, aby mu nie wierzyć, chociaż każdy przyzna, że nie są to informacje, które można w logiczny sposób zinterpretować. Nieważne. Skoro muzycy formacji – Cyryl Skiba, Lubosz Majewski, Jan Szege i David Condis Y Troyano (genialne nazwisko!) są Ignu to ja też chcę nim być. Nawet pomimo tego, że nie lubię sypiać w nie swoim łóżku, co - ponownie odnosząc się do Ginsberga - ponoć charakteryzuje każdego Ignu.

A jednak jestem w stanie się poświęcić – nagrali tak dobrą płytę. Album „Lightningflash Flintspark” opublikowany został własnym sumptem, co zresztą uznać należy za smutną przypadłość polskiej sceny muzycznej, której notabene, bardzo nie lubię. A nie lubię jej właśnie za to, że jak kraj długi i szeroki nie ma wydawcy (a kilku gigantów przecież tu działa i całkiem nieźle funkcjonuje), który zainteresowałby się dokonaniami młodych artystów nurzających się w klasycznych bluesowych wpływach, podkręconych hard rockiem i dojrzałą psychodelią. Takim właśnie zespołem jest Ignu. W szeroko pojętym „mainstreamie” mamy za to wiecznie żywe skamieliny polskiego rocka, a niby wielkim „odkryciem” muzycznym pozostaje Curly Heads.

Szkoda by było, gdyby album Ignu przeszedł niezauważony. Otwierający płytę i wybrany na singiel „Checkered Room” to utwór soczysty, charakterny, wzbogacony o świetną, odrobinę nierealną pracę gitary, która świetnie wprowadza słuchacza w klimat całego albumu. Potem przychodzi czas na stonerowski, gęsty przester i już wiadomo, że jesteśmy w domu. Drugi na liście „Kwiat paproci” wyróżnia się z kolei słowami śpiewanymi w naszym ojczystym języku, co zresztą początkowo zdawało mi się odrobinę nie na miejscu. Sytuacja podobna jak z hard rockiem królującym na japońskiej scenie muzycznej lat 70. Wówczas młodzi wyznawcy Black Sabbath i Hendrixa unikali języka rodzinnego, ze względu na jasne dla nich konotacje ze sceną pop, od której chcieli pozostać jak najdalej. W podobny sposób utwór ten podziałał na mnie – zbyt blisko mainstreamu, pomyślałem, a w każdym razie pomyślałem tak na początku odsłuchu. Po kilkakrotnym powrocie do utworu i wczytaniu się w tekst stwierdzam, że „Kwiat paproci” bije na głowę wszystko to, co oferuje nam polskojęzyczny rock z „pierwszego obiegu”. Być może wokale są tu odrobinę zbyt wygładzone, ale szorstkości utworowi nadaje gitara, pięknie łkająca w niektórych fragmentach i grająca z wyczuciem sekcja rytmiczna. Dalej mamy spokojny, transowy idealny do relaksu przy ulubionych używkach „Snow” i hard rockowy „Heavy Debris”.

Nie o to jednak chodzi, aby roztrząsać tu każdy utwór. To, na co powinno się jednak zwrócić uwagę, to spójność albumu, logiczna i przemyślana konstrukcja utworów oraz świetne riffy, niekiedy uderzające po głowie a innym razem pozwalające zanurzyć się w oparach psychodeli, którą bardzo lubię.

Tutaj mała dygresja. Obawiam się, że mówiąc o polskiej scenie stonerrockowej często zmuszony będę uderzać w patetyczne tony, a patos w małych nawet dawkach najczęściej kończy się bólem żołądka. Tyle, że Polska stoi świetnym stoner rockiem. Formacji nagrywających muzykę na najwyższym, światowym poziomie jest wiele. Każda z nich doskonale zna się na swoim fachu, ma pomysł na twórczość i niezbędne umiejętności do wcielenia go w życie. Ignu jest właśnie takim zespołem, co potwierdza debiutancka płyta „Lightningflash Flintspark”. Warto się z nią zapoznać, a gdy nadarzy się taka możliwość, wyskoczyć na koncert. Tak po prostu. Dobrą rockową twórczość trzeba wspierać.

Jakub Kozłowski

http://radiopoznan.fm/n/cEMwdJ
KOMENTARZE 6
Rychu 17.01.2018 godz. 12:04
Chyba ktoś się nudzi w pracy i sam sobie komentuje swoje artykuły.
nn 17.01.2018 godz. 10:09
Ale o zespole z Nowego Jorku to już może pisać ? Z warszawy to nie ? Dociekliwy wiedziałby ze w składzie jest człowiek z Poznania . Człowieku jakie znajomości ! To strach pisac cokolwiek bo zaraz promocja -znajomości. A co do niszowości. dla jednych niszą jest Louis Fonzi dla innych Ignu. I dobrze.
Paweł 17.01.2018 godz. 08:23
Pytanie jest zasadne. Dlaczego Radio Poznań nagle pisze o płycie jakiegoś niszowego zespołu z Warszawy? Mało to jest poznańskich czy wielkopolskich zespołów? Jakoś nie słychać by były szczególnie promowane przez radio albo mogły liczyć na podobne artykuły na stronie internetowej. Czuć wiszące znajomości w powietrzu, że ktoś komuś chce zrobić dobrze. Szkoda tylko, że po przesłuchaniu rozczarowanie jest jeszcze większe niż sam ten artykuł.
ali 16.01.2018 godz. 18:05
OLU:Polska kultura-muzyka interesuje wielu ludzi. To jeden z fundamentów dzięki któremu ten świat jest ciekawszy. Twoje pytanie jest dramatycznie słabe.
Maciej 16.01.2018 godz. 15:00
Do Oli: Chociażby mnie to interesuje.
Ola 16.01.2018 godz. 14:54
kogo to w ogóle interesuje?