NA ANTENIE: Noc u Berniego
Studio nagrań Ogłoszenia BIP Cennik
SŁUCHAJ RADIA ON-LINE
 

dr S. Strojny: Nowelizacja budżetu państwa była konieczna

Publikacja: 02.09.2020 g.10:12  Aktualizacja: 02.09.2020 g.10:47
Poznań
Piotr Tomczyk rozmawia o nowelizacji budżetu i prognozowaniu wydatków w czasie koronawirusa z doktorem Szymonem Strojnym z Wyższej Szkoły Logistyki.
pieniądze kasa  - Pixabay
Fot. Pixabay

Piotr Tomczyk: Sama nowelizacja budżetu państwa to chyba nic nadzwyczajnego.

dr Szymon Strojny: Oczywiście, to się zdarza. Nowelizacja budżetu to nic nadzwyczajnego. Mamy pewne ograniczenia prawne w tym temacie, natomiast można to zrobić w uzasadnionych przypadkach. Na razie powiem tak ogólnie, że pandemia jest takim przypadkiem.

To po co się nowelizuje budżet?

Nowelizacja polega na przyjęciu ustawy o zmianie ustawy budżetowej przyjętej wcześniej. W przepisach nie są co prawda zawarte przyczyny, które są podstawą do jej przyjęcia, czyli szczegółowe sytuacje nie są opisane. Ale przyjmuje się, że do nowelizacji dochodzi w przypadku, gdy ustawowo dopuszczalne możliwości dokonywania zmian w trakcie roku budżetowego okazują się niewystarczające w zaistniałej sytuacji. Rząd ma zawsze pewne możliwości działań i korekt. To normalne, zdarza się w każdym roku budżetowym. A gdy pojawiają się większe zdarzenia, nieprzewidywalne, wówczas konieczna jest nowelizacja.

Czy to jest pewne przyznanie się do błędu rządu? Złe zaplanowanie?

Nie, tak nie można powiedzieć. Rząd miał bardzo ambitne plany, bo budżet na ten rok miał być zrównoważony pierwszy raz od transformacji. Każde działanie gospodarcze, w tym tworzenie budżetu, obarczone jest niepewnością i ryzykiem i to jest jedyna pewna rzecz. Natomiast pojawiają się też w literaturze – może nawet bardziej biznesowej, niż akademickiej – tak zwane „czarne łabędzie” i tu mamy taką sytuację. Zdarzenie kompletnie nieprzewidywalne – tu pandemia choroby COVID-19. Doprowadziła ona do zmiany po stronie popytowej i podażowej. Z czymś takim nie mieliśmy wcześniej do czynienia. Nowelizacja była konieczna i nie można powiedzieć, że to był błąd ministra finansów czy rządu, bo to się wydarzyło na całym świecie i wszyscy mają ten sam problem.

Pewnie ekonomiści są zgodni w tej sprawie, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy zdarzyły się rzeczy, których nie dało się przewidzieć. Chociaż był jeden, który twierdził, że przewidział. Mam na myśli profesora Andrzeja Rzońcę, głównego ekonomistę Platformy Obywatelskiej. Już na rok 2018 prognozował on deficyt budżetowy w wysokości 100 miliardów złotych, a potem dziwił się, że wynik był 10 razy mniejszy. Czy to genialny wizjoner?

O dwa lata się pomylił. Musimy brać pod uwagę poglądy polityczne osób, które się wypowiadają. Ci, co lubią rząd, mówią, że wszystko jest dobrze. A ci co nie lubią, mówią, że wszystko jest źle. Prawda jak zwykle leży gdzieś po środku.

Czyli znów dochodzimy do wniosku, że ekonomia nie jest taką zmatematyzowaną, odhumanizowaną nauką? Że ten czynnik społeczny jest decydujący i chyba dlatego nie jest uznawana za naukę ścisłą.

Zgadza się, ekonomia jest zaliczana do nauk społecznych. Jeżeli poruszamy się w tym obszarze, to nie mamy praw naukowych bezwzględnie obowiązujących. Tylko te o charakterze statystycznym. Możemy powiedzieć, że prawdopodobnie coś się wydarzy i możemy nawet wyliczyć prawdopodobieństwo. Wszystkie te zdarzenia są obarczone niepewnością.

To spróbujmy jednak na chłodno ocenić to, co się wydarzyło. Sam deficyt budżetowy w tym roku ma wynosić 100 miliardów złotych. To będzie jednak rekord. Czy to musiało się tak skończyć? Czy deficyt mógł być mniejszy?

Można brutalnie powiedzieć, że oczywiście, że mógł być mniejszy. Rząd na 2020 rok przyjął zerowy deficyt. I teraz sytuacja rynkowa zmienia się i niemożliwe jest, by dopełnić takiego budżetu. Głównym celem rządu, tu się wszyscy ekonomiści zgadzają, była ochrona miejsc pracy – kluczowa rzecz dla funkcjonowania gospodarki. To był dobry ruch. Ale to musiało kosztować. I owszem, deficyt mógł być mniejszy, ale proszę wskazać, które wydatki rządowe byłe niepotrzebne. Tu będzie kłopot. Oczywiście niektórzy wskażą konkretne rozwiązania. Ale co do zasady trzeba przyjąć, że te, które zastosowaliśmy, wpisują się w kontekst międzynarodowy. Działania chociażby w Niemczech były podobne. Raczej jest zgoda, że kierunek działań był słuszny.

Minister finansów, Tadeusz Kościński, broni tego deficytu jednym zdaniem „to jest cena za ratowanie gospodarki.” Czy słuszne jest takie uogólnienie?

Tak. Ja bym powiedział, że rząd podjął taką, a nie inną decyzję, a wyborcy ją rozliczą. To jednak jest działanie w kontekście politycznym. Oczywiście znajdziemy bez kłopotu liberalnych ekonomistów, którzy uważają, że deficyt jest zbyt duży, chociażby wskazany przez pana specjalista, Andrzej Rzońca, oni są za tym, żeby ograniczać wydatki. To jest takie monetarystyczne podejście. Natomiast mamy też lewicowych ekonomistów, polskich, pracujących na uniwersytetach w Europie. Stworzyli grupę dyskusyjną, która uważa, że deficyt jest za mały, powinien być większy. Mówią, że śmiało powinniśmy przekraczać progi ostrożnościowe, które moim zdaniem na szczęście mamy w Konstytucji. Nie pozwalają one nam za bardzo się zadłużać. Osoby z mojego pokolenia, czyli 50-latkowie i starsi, doskonale pamiętają zadłużenie z czasów Gierka. I przez pandemię to nam grozi. Więc w tym momencie zgadzam się, że musimy uważać. Nie można się zadłużać w nieskończoność. Nie mamy prawa decydować o tym, żeby zaciągać zobowiązania, które nasze dzieci i wnuki będą musiały spłacać.

Jeszcze ciekawsza wydaje się sytuacja związana z przyszłym rokiem. Rząd przyjął projekt ustawy budżetowej na 2021 rok. Prognozowane dochody wyniosą 403 mld 700 mln złotych, limit wydatków to 486 mld. Co oznacza deficyt w wysokości 82 mld 300 mln złotych. Mniejszy, niż w tym roku, ale też potężny.

Dane jest nam znowu przeżyć to, co się nie wydarzyło wcześniej. Nie mieliśmy do czynienia z takim kryzysem. Możemy porównywać sytuację sprzed 90 czy 100 lat, kiedy była pandemia Hiszpanki. Poziom śmiertelności był wtedy dużo większy, to też miało ogromny wpływ na gospodarkę, trwała wtedy I wojna światowa. A później mieliśmy Wielki Kryzys. Doprowadził on do tego, że pojawiły się nowe koncepcje, także ekonomiczne, które miały przeciwdziałać temu kryzysowi. To są te działania, które rząd teraz stosuje. Takie dyskusje, że deficyt może być większy lub mniejszy to zawsze można prowadzić. Zobaczymy, co będzie. Kluczowa sprawa to to, że póki nie będzie szczepionki na COVID-19, to trudno cokolwiek przewidywać. Nawet nie wiemy, co będzie za miesiąc, a dyskutujemy o tym, co będzie w przyszłym roku i jeszcze dalej. Ale rząd musi przygotowywać budżet, bo takie są wymagania konstytucyjne.

To jest duży obszar niepewności, w którym działa minister finansów i rząd, ale jednak z jakichś powodów założyli mniejszy deficyt. Jakby zakładali, że nie będzie lock-downu czy kolejnej fali koronawiusa?

Pewnie tak zakładają. Są takie opracowania medyczne, że ta fala, którą teraz przeżywamy, już jest trochę inna, niż miało to miejsce 3 miesiące temu. Nie wiemy, jak będzie. Jednym z punktów granicznych jest uruchomienie szkół. To będzie miało ogromny wpływ na przyszłość. Bo jeśli małe dzieci zaczną chorować, to rodzice nie pójdą do pracy i to się przełoży na funkcjonowanie przedsiębiorstw i tak dalej. System naczyń połączonych.

Czy jest zagrożenie dla realizacji tego budżetu, skoro minister Kościński założył, że wzrost PKB wyniesie 4 proc. w przyszłym roku? Czy to jest optymizm?

Budżet co do zasady powinien być realistyczny. Jest kilka zasad, które należy przyjmować konstruując go.

Czyli te 4 proc. to realny wzrost gospodarczy w przyszłym roku?

Myślę, że tak. Tu też jest zgoda między ekonomistami. Rząd nie działa w próżni, musi się konsultować i brać pod uwagę rynki finansowe. Bo pytanie, kto będzie ten dług finansował. Musimy brać pod uwagę Unię Europejską, Bank Centralny także się przygląda. I budżet powstaje w pełnym konsensusie. To są realistyczne liczby. Wydaje mi się, że tak będzie. Dzisiaj takie są wskazania. Rząd ma cały aparat analityczny. Ludzi, którzy siedzą w tym od lat i wiedzą, co robią. Musimy mu zaufać, niezależnie od tego, z jakiej partii by był.

Czy w przyszłym roku bezrobocie nie będzie już wzrastało?

Tu mamy duży rozstrzał prognoz. To jest wszystko związane z tym, o czym dotychczas mówiliśmy. Z tą chorobą, potencjalnym lock-downem i tak dalej. Mamy prognozy NBP, według których bezrobocie będzie oscylować wokół 5,6 proc. Natomiast konsensus Polskiej Agencji Prasowej zakładał bezrobocie w wysokości 7,2 proc., a rząd podaje 7,5 proc.

Czyli ostrożnie?

Tak i skutki tego poczujemy. Zakładamy, że drugiego lock-downu nie będzie. Rząd wprowadził ograniczenia strefowe w zagrożonych powiatach, chodzi o strefy czerwone i żółte. To jest zrobione po to, żeby nie zamykać całej gospodarki, bo ona tego nie wytrzyma. Ani nasza, ani żadna europejska. O tym może mniej mówiliśmy, ale sytuacja naszej gospodarki w kontekście innych krajów jest bardzo dobra, trzeba to sobie jasno powiedzieć. Mamy recesję, ponieważ doświadczamy drugi kwartał z rzędu spadku PKB, ale sytuacja w stosunku do innych krajów jest dobra.

http://radiopoznan.fm/n/BIbXrX
KOMENTARZE 0