Piotr Tomczyk: Panie profesorze, wydawało się, że w bogatych domach powodów do zamartwiania się o dzieci powinno być znacznie mniej niż w rodzinach nieco biedniejszych. Czy VIP sieroty to rzeczywiście poważny problem?
Jakub Isański: Rzeczywiście jakiś czas temu to pojęcie pojawiło się w mediach i w pewnym przybliżeniu oznacza taką sytuację, że dzieci są, rodzice są, ale po pierwsze spotykają się dosyć rzadko – co wynika z tego, że sytuacja zawodowa rodziców wymaga od nich dość dużego zaangażowania, a dzieci mają swoje życie związane ze szkołą, zajęciami dodatkowymi i stąd też nierzadko wygląda to w ten sposób, że zaraz po szkole są czymś zajęte, a w domu rodzinnym pojawiają się tak późno jak rodzice, a tego czasu, który spędzają razem jest mniej niż było jeszcze nie tak dawno temu.
A w jakich środowiskach najczęściej występuje takie zjawisko?
Trudno powiedzieć, ponieważ samo pojęcie jest dość nowe i tak jak mówiłem na razie raczej funkcjonuje ono w mediach niż w badaniach naukowych, natomiast wygląda to tak, że nie jest to zjawisko typowo polskie, ono jest dość dobrze opisane np. w Chinach, gdzie funkcjonuje takie pojęcie „mali cesarze”, związane jest to z wieloletnią polityką „jednego dziecka”, gdzie efektem było to, że jeżeli rodzice mieli w ogóle dzieci to było to jedno dziecko, którym się zajmowali, oprócz tego zajmowali się nim dziadkowie i jesteśmy bardzo blisko można powiedzieć takiego optimum z perspektywy dziecka, że właściwie wszyscy się nim zajmują, inwestują w nie i się nim zachwycają, natomiast jest to optimum tylko do pewnego momentu – kiedy zdamy sobie sprawę, że zajmowanie się dzieckiem (można tu użyć nawet określenia „toksyczne”, albo takie, kiedy zaczyna przelewać na dziecko swoje własne plany, ambicje) prowadzi to do tego, że te dzieci – niezależnie w jakim są wieku, nie zawsze wytrzymują to napięcie i nie zawsze robią to, co rzeczywiście by chciały, po prostu realizują ambicje swoich rodziców.
A jak wygląda taki klasyczny rozkład dnia dziecka, VIP sierot. Czym różni się świat VIP sieroty od świata innych dzieci?
Świat współcześnie w ogóle bardzo szybko się zmienia i bardzo różni się od tego, co mieliśmy. Nawet jeżeli chodzi o taki godzinowy rozkład dnia, to oczywiście trzeba zauważyć, że coraz więcej osób pracuje bez takiej sztywnej godzinowej siatki, że o określonej godzinie muszą być i o określonej godzinie muszą wyjść, pojawiają się przerwy na lunch, które też tak naprawdę są odpoczynkiem w ciągu dnia dla rodziców, którzy mają dzieci, ale z perspektywy dziecka oznaczają, że rodzice są o godzinę później po pracy. Co do ilości spędzanego czasu, tutaj dochodzi też niebywale rozwijający się rynek zajęć dodatkowych – takich, które w pewnym wieku są związane z zainteresowaniami dziecka, ale tak jak już wspominałem wcześniej, dość szybko zaczynają być traktowane jako takie dodatkowe punkty „na wszelki wypadek”; przy rekrutacjach, przy kolejnych szczeblach edukacji, przy rozwijaniu zainteresowań, albo przy tym, żeby dziecko mogło zdobyć wymarzony zawód. Rynek oczywiście odpowiada na tę potrzebę, jest bardzo dużo różnych propozycji; od basenu, zajęć konnych, strzelania z łuku po zajęcia językowe, a także różnych akademickich (w swojej tematyce, gdzie się te zajęcia odbywają i też w takim przeznaczeniu), że dzieci biorą udział w spotkaniach z ekspertami, pracownikami naukowymi czy często w różnych szkołach jest to przedstawiane jako ich atut.
W rozmowach na temat VIP sierot często pojawia się temat niani, opiekunki. Czy jest coś złego w pozostawianiu wychowania dzieci osobom spoza rodziny?
Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie czy to jest coś złego. Wydaje mi się, że samo delegowanie ról nie jest nowe, to można powiedzieć w szczególności u osób, które miały lepszą sytuację majątkową, że występowały już dawno temu, natomiast współcześnie ono jest rzeczywiście częstsze niż miało to miejsce kiedyś i jest rynek niań, opiekunek dla dzieci, przedszkoli, żłobków – w takiej bardziej zinstytucjonalizowanej formie i to wszystko znowu oznacza, że rodzina to podstawowa komórka społeczna (które się samo narzuca) ma coraz mniej zadań. Coraz więcej z tych funkcji, które były tradycyjnie zarezerwowane dla rodziny zostały – używając marketingowego języka – outsourcingowane – ktoś jest specjalistą, to zrobi to lepiej i dzięki temu zapewni mi jako pracownikowi, zajętemu rodzicowi więcej czasu na inne zadania.
A jak można się bronić przed tymi zagrożeniami? Wiadomo, że najczęściej musimy pracować i w jaki sposób w tej sytuacji można szukać rozwiązania problemu braku czasu poza rozwiązaniem w postaci niani?
Myślę, że rozwiązań jest tutaj tak samo dużo, jak tych wszystkich propozycji, o których przed chwilą powiedziałem. Z jednej strony wszelkie formy zdalnej komunikacji, a także asynchronicznej kontroli dziecka, które dzięki temu, że ma telefon, jego rodzice mają wgląd, gdzie to dziecko aktualnie się znajduje, zegarki czy inne nadajniki, które dziecko w formie zabawkowej czy w formie czegoś, co jest gadżetem pełni tę funkcję przy okazji, że rodzice wiedzą, gdzie jest ich dziecko. Czy można się przed tym bronić w inny sposób? Przede wszystkim należy sobie odpowiedzieć na pytanie po co to robimy, jakie są priorytety; czy chcę mieć więcej sukcesów życiowych, do czego chcę być bardziej przywiązany i prędzej czy później bardziej zadowolony jak patrzę na swoje życie czy sytuację np. zawodową – jak oceniam miejsce przez firmę, w której pracuję i przez pracę, którą mam czy przez inne – powiedziałbym w hierarchii ważności ważniejsze cele, właśnie związane z rodziną czy ze spędzaniem czasu z bliskimi.
Czy są jakieś syndromy – jeżeli obserwujemy dzieci, że można powiedzieć: „O, to na pewno jest VIP sierota, a to są klasyczne zachowania”. Czy jest coś takiego co można od razu zdiagnozować?
To znowu nie jest obszar moich kompetencji, więc trudno mi o tym powiedzieć. Na pewno psychologowie czy pewnego rodzaju specjaliści związani z rozwojem psychofizycznym dziecka mogliby odpowiedzieć. Można sobie zadać pytanie czy mówimy o czasie w ciągu tygodnia czy dni wolne; soboty, niedziele (też nie dla wszystkich wolne).
Pewnie w każdym dniu może być z tym problem.
To samo w wakacje i tak naprawdę wydaje mi się, że nie tyle widać to w jakimś zachowaniu – ja nie potrafiłbym tego ocenić, natomiast widać to w rozmaitych miejscach, gdzie te dzieci są nie ze swoimi rodzicami, tylko w formie grup, pod opieką opiekunek czy zadań, których jest niemało.
A gdybyśmy mieli udzielić takiej matematycznej odpowiedzi, ile czasu dobry rodzic powinien zarezerwować dla swojego dziecka?
Jak najwięcej.
Jak najwięcej, czyli rozumiem, że ryzykowne byłoby określanie w minutach.
I tak w ciągu tygodnia trudno sobie wyobrazić, że więcej czasu spędzamy z rodziną niż w pracy, bo praca jest w 8-godzinowym czy w jakimkolwiek rytmie, na pierwszym miejscu. Może jednak dałoby się to jakoś tygodniowo zbilansować czy w miesięcznym układzie, gdzie ten czas w dni wolne czy dłuższe weekendy, czy w wakacje spędzać przede wszystkim z bliskimi i z dziećmi, a nie przy dodatkowych zadaniach, kursach, szkoleniach, konferencjach itp.