Proces dotyczy ochrony dóbr osobistych, a konkretnie słów Piotra Ikonowicza wypowiedzianych po samobójstwie pracownicy fabryki we Wronkach. Podczas wiecu pod bramą zakładu Ikonowicz powiedział, że kobieta "zabiła się przez mobbing". Namawiał też, by nie kupować produktów Amiki, bo jak się wyraził - tu cytat - "ci ludzie mają krew na rękach".
Piotr Ikonowicz nie wycofuje się ze swoich słów.
- Gdybym ustąpił pola przerażony tym potencjalnym wyrokiem, to skrzywdziłbym te kobiety, bo przecież ja sobie nie wymyśliłem tego, że ta pani popełniła samobójstwo w wyniku mobbingu, tylko powiedziały o tym jej koleżanki z pracy i jej córka. Ja po prostu nie mogę ich teraz zdradzić. Mało tego - chodzi również o prawa pracownicze i o prawa kobiet. Pewnie gdybym pisał felieton, to bym użył innych słów, ale wiec rządzi się swoimi prawami - wyjaśnia Piotr Ikonowicz.
W środę sąd rozpoczął przesłuchanie świadków. Zeznawał dyrektor do spraw zasobów ludzkich Amiki Wronki. Pytany o to, czy w fabryce były przypadki mobbingu odpowiedział, że przed demonstracją było jedno zgłoszenie. Okazało się, że pracownik nie miał wystarczających kwalifikacji, by kierować innymi i został przesunięty. Jak zapewnił świadek - ta sytuacja nie miała jednak związku z pracownicą, które popełniła samobójstwo.
Amica chce od Ikonowicza 60 tysięcy złotych oraz przeprosin.