W piątek w Pępowie koło Gostynia dziecko wpadło do kotła z gotującym się żurkiem. Dziewczynkę przetransportowano śmigłowcem do Wielkopolskiego Centrum Oparzeń w Ostrowie.
- To pierwszy w tym roku przypadek małego pacjenta z tak rozległymi oparzeniami - mówi szef szpitalnego oddziału ratunkowego Adam Stangret. - Dziecko w stanie średnim, oparzenie około 40 procent powierzchni ciała. Na tym etapie jest trudno o jakieś rokowania długodystansowe. Na pewno jest to początek długotrwałego procesu leczenia. To są głownie oparzenia kończyn i tułowia, dość skomplikowane i trudne w leczeniu - dodaje dr Stangret.
Dziewczynka w większości ma oparzenia drugiego stopnia. To - jak zaznaczył lekarz - jest jednak wstępna ocena i na dalszym etapie może się zmienić. Na razie dziecko nie przeszło żadnego zabiegu.