Chłopak bawił się w klubie go-go na Starym Rynku, później szedł ulicami centrum Poznania. Ślad po nim urywa się na przystanku autobusowym w pobliżu dworca PKP na Garbarach.
Jak podaje prywatny detektyw Bartosz Weremczuk, pod uwagę brane są różne hipotezy.
- Z dużym prawdopodobieństwem możemy stwierdzić, że Michał nie chciał dobrowolnie opuścić miejsca zamieszkania, nie chciał się zabić - mówi Weremczuk. - Nie chciał oddalić się świadomie. Wydaje nam się, że stało się coś innego. Wiemy, że miał plany, był poumawiany z kolegami, miał ambicje. A właściwie ma, bo jest poszukiwany.
Nad sprawą Michała pracuje trzech prywatnych detektywów. Sprawdzają różne sygnały i informacje o chłopaku, ale nie szukają zaginionego w terenie, by nie powielać pracy policji. Wskazali mundurowym, że chłopaka warto szukać nie tylko nad Wartą, ale też nad jeziorem Malta.
- Jest jeszcze jedno miejsce, o którym nie chcę na razie mówić - dodaje detektyw. W jego ocenie to dobrze, że Michała będą szukać przyjaciele, ale jak zaznacza, ważne by ich akcja była skoordynowana z policją.
W sobotę nad Wartą w Poznaniu zaginionego Michała Rosiaka będą szukać jego bliscy i znajomi. Niektórzy przyjadą z jego rodzinnego Turku.